Dotąd było tak, że kluby podpisywały z zawodnikami kontrakty nieprzekraczające kwoty pół miliona za podpis i 5 tysięcy za punkt. Żużlowcy mieli wyższe stawki, ale wynikały one z dodatkowych umów sponsorskich. Te jednak nie były objęte procesem licencyjnym. Kluby PGE Ekstraligi już nie mogą przerzucać odpowiedzialności na sponsorów W związku z likwidacją maksymalnych stawek za podpis i punkt całość zobowiązań kontraktowych przechodzi od przyszłego roku na klub. Prezesi będą mieli czas do 30 października 2023 na uregulowanie wszystkich płatności i realizację milionowych umów. Jeśli tego nie zrobią, stracą licencję. Obecnie stawka gwiazdy wynosi milion za podpis i 10 tysięcy za punkt. Załóżmy, że taki zawodnik zdobywa 200 punktów. Przy maksymalnych stawkach klub musiał zadbać o to, by zabezpieczyć 1,5 miliona złotych. Reszta była na głowie sponsora, w klub nie musiał się przejmować, czy ten zapłaci. Za rok to klub będzie musiał przelać całość kontraktu, czyli 3 miliony. Co najmniej jeden z prezesów PGE Ekstraligi chciał zgody na płacenie po terminie Już pojawiły się pomysły, by kluby mogły zawierać z zawodnikami porozumienia o odroczeniu płatności i możliwość wykonania przelewu po wskazanym wyżej terminie. Oczywiście bez groźby utraty licencji. Co najmniej jeden z prezesów chciałby takiego rozwiązania, by zyskać dodatkowy czas na regulację zobowiązań. Gdyby to przeszło, to zawodnicy mogliby być oszukiwani i szantażowani przez kluby. W przeszłości już zdarzało się, że działacze uzależniali wypłatę zaległości od podpisania kontraktu na kolejny sezon. W takiej sytuacji dopisywali zaległości do nowej umowy. Prezes PGE Ekstraligi powiedział, co o tym sądzi Pomysły na odroczenie płatności musiały dotrzeć do szefa Ekstraligi Wojciecha Stępniewskiego, bo przedstawił on jasno swój punkt widzenia na tę sprawę. Powiedział, że nie będzie żadnych regulacji pozwalających na płacenie zobowiązań po 30 października. - Wszystko ma być do tego dnia rozliczone co do złotówki - tłumaczył prezes. Dodatkowo Ekstraliga przeprowadzi audyt w trakcie sezonu, by sprawdzić, jak wygląda sytuacja finansowa klubu i czy są powody do niepokoju. Prezes Sparty Wrocław nawiązał do słów prezesa z Rawicza Gdy prezes Stępniewski mówił, że nie będzie litości dla dłużników, to żaden z prezesów nie zgłosił słowa sprzeciwu. Andrzej Rusko, prezes Betard Sparty Wrocław, nawiązał do słów prezes Kolejarza Rawicz Sławomira Knopa, który na podobnym spotkaniu prezesów pierwszej i drugiej ligi rzucił innym w twarz: - "Ciekawe, czy za rok spotkamy się w tym samym składzie". Knop zasugerował tym samym, że z powodu kontraktowego szaleństwa ktoś może zbankrutować. Rusko wyraził nadzieję, że w PGE Ekstralidze do tego nie dojdzie. Prezes Sparty zwrócił uwagę, że niektórzy dramatyzują, ale może nie będzie tak źle. Dodał, że każdy musi tak prowadzić klub, żeby było dobrze, żeby nie mieć zaległości. Cóż, zobaczymy, jak to wszystko się skończy. Jak to już ktoś powiedział: w sezonie 2023 nie będzie ważne, kto wygra, ale kto dotrwa do końca. Czytaj także: Sposób na bankruta. Jest gotowe rozwiązanie