- Poświęciłem dla tego klubu (Stali - dop. aut.) i dla miasta Gorzów swoją firmę i dobre imię. Zawieszając światła na stadionie, zadłużyłem się i całkowicie straciłem płynność finansową. Tylko dlatego, że chciałem pomóc Stali Gorzów i miastu. W zamian za to pokazali mi wielkie f... y.. - czytamy w oświadczeniu, które Jerzy Markowski opublikował na swoim profilu na Facebooku. Prezes Stali Gorzów obiecał mu lożę i pomoc w zakupie materiałów Gdy na początku roku wygrał przetarg, był w siódmym niebie. - Dyrektor OSiR-u Włodzimierz Rój mówił wtedy, że zrobi mnie bohaterem - wspomina. - A potem nie zostałem bohaterem, ale frajerem. Muszę ogłosić upadłość, moja firma jest skończona. Duży wpływ na to miała wojna w Ukrainie, ale inne firmy dostały dopłaty do miejskich inwestycji. Tylko nie moja. Napisałem list do prezydenta z prośbą o spotkanie, ale nie wiem, czy mnie przyjmie. Miasto w przetargu na budowę oświetlenia gwarantowało 600 tysięcy. To nie było dużo, ale były prezes Stali Marek Grzyb przekonał go, żeby to wziął. Prezes obiecał mu nawet lożę na sezon 2022. - Chciałem ją sprzedać. 60 tysięcy bym dostał i przeznaczył to na światła. Loży jednak nie dostałem - mówi. Nie dostał też obiecanej przez klub pomocy przy zakupie materiałów. - Wymiksowali się potem z tego. Obecny prezes Waldemar Sadowski słyszał obietnicę swojego poprzednika, ale nie mam do niego pretensji, Nie on obiecywał. Inna sprawa, że gdybym wtedy dostał lożę, to moje zadłużenie byłoby teraz mniejsze - przekonuje. Do Stali Gorzów inwestor nie ma pretensji Do klubu Markowski nie ma jednak specjalnie pretensji. Mówi, że on Stal kocha, że cieszył się z tego, że będzie mógł pomóc. Spodziewał się, że na tej inwestycji nie zarobi. Nie sądził jednak, że będzie musiał dopłacać. - Tego w umowie nie było - stwierdza. Żali się na ciężką współpracę z OSiR-em. Przede wszystkim na to, że nie traktowano go jak wykonawcy, że szef OSiR-u płacił podwykonawcom bez jego zgody, że nie słuchano go, kiedy mówił, że w związku z wybuchem wojny w Ukrainie wzrosły koszty. - Teraz mówią, że nie mają na piśmie informacji o wzroście kosztów. To prawda, że nie złożyłem pisma, ale mówiłem o tym wielokrotnie, ale nikt tego nie wziął pod uwagę - tłumaczy. Wywołany do tablicy dyrektor Rój mówi wprost, że jeśli Markowski dostarczy mu dokumenty i dowody na to, że poniósł większe koszty, to siądą do stołu i będą rozmawiać. - Ja nie mogę rozliczać zamówień publicznych, dlatego, że ktoś coś mówi albo mówi, że mówił. Jeśli pan Markowski twierdzi, że koszty się zwiększyły, to musi to wykazać. Dotąd tego nie zrobił - wyjaśnia dyrektor OSiR-u dodając, że on te dokumenty czeka od trzech miesięcy. Dyrektor OSiR-u odpowiada inwestorowi Markowski odbija piłeczkę. - Wielokrotnie pokazałem faktury i nic. Został mi sąd. Na razie na wytoczenie procesu mnie nie stać. Chyba że ktoś zrobi to pro bono. Co na to dyrektor Rój? - My jeszcze panu Markowskiego naliczymy kary umowne, bo nie miał projektu, przedstawił go do akceptacji po dwóch miesiącach. Usługa, która miała być teoretycznie wykonana przed startem ligi, czyli na początku kwietnia, była gotowa dopiero 12 sierpnia. A fakturę pan Markowski wystawił 14 października po naszym piśmie do Urzędu Skarbowego. Wysłaliśmy je, bo faktura powinna być wystawiona po odbiorze inwestycji. - Dodam, że maju wezwałem do siebie podwykonawców, którzy mówili, że inwestor im nie płaci i chcieli zejść z budowy. Powiedziałem im, że mamy 600 tysięcy na wszystko, że w tej kwocie się zmieścimy i czy im to pasuje. Pasowało, dlatego rozliczyliśmy się z nimi bezpośrednio, przelewy poszły 28 października. Finalnie pan Markowski jest bohaterem, bo na niego spada splendor ukończenia inwestycji, ale prawda jest taka, że bez pomocy OSiR-u i podwykonawców by tego nie zrobił - kwituje Rój. Inwestor chce się spotkać z prezydentem Gorzowa Inwestor jest słowami dyrektora oburzony. Dowodzi, że ma papiery na wszystko, że jest w stanie udowodnić, że inwestycja kosztowała finalnie 730 tysięcy. Twierdzi, że jak nie uda mu się spotkać z prezydentem i przekonać go do swoich racji, to pozostanie mu sąd. - Pana Roja szanuję, ale mówi bzdury. Jak mogłem wygrać przetarg bez projektu? Termin umowny był na połowę czerwca i to oni sami go przesuwali, a pseudokary dyrektor już dawno anulował. A już wezwanie podwykonawców, to jest złamanie wszelkich zasad. I co to znaczy, że ja nie płaciłem. Przecież nigdy nie dostałem z miasta żadnych zaliczek, a rozliczenia były przewidziane dopiero po odbiorze i spełnieniu warunków technicznych - denerwuje się Markowski. Dyrektor OSiR-u upiera się jednak, że współpraca z panem Markowskim była koszmarna. Powtarza, że nie płacił podwykonawcom, a na koniec przyszedł do niego komornik z firmy leasingowej i chciał zająć pieniądze na poczet innego długu generalnego inwestora. - To kłamstwo - odpowiada Markowski, dodając, że dyrektor mówi to wszystko, bo broni się, próbując go przy okazji pogrążyć. - Komornicy to się dopiero mogą pojawić u pana Roja, bo podwykonawcy, którzy się z nim dogadali, żądają ode mnie reszty pieniędzy. - Mam firmę, która zajmuje się elektryką i budowlanką. Przede wszystkim jestem jednak kibicem, nie przedsiębiorcą, który chciał pomóc. Mówiono, że nie powinienem tego dostać, że się nie znam, ale zrobiłem to. Dziś pewnie nie byłoby całej tej awantury, gdyby nie unieważniono przetargu z listopada ubiegłego roku. Wtedy zabrakło mojego elektronicznego podpisu. Mogli mnie wezwać, mogłem to nadrobić. Unieważniono jednak przetarg i ogłoszono nowy. Wygrałem tuż przed wybuchem wojny, nie zdołałem uciec przed podwyżką cen i wzrostem kosztów. Cytuje słowa Bartosza Zmarzlika - Dzisiaj jestem w wielkiej rozterce i zadaję sobie pytanie, czy nadal być tym wiernym kibicem, którym byłem od 12. roku życia po tym, co mnie spotkało. Nie wiem. Jak to stwierdził jeszcze niedawny lider Stali, "czara goryczy się przelała" - czytamy w podsumowaniu oświadczenia Markowskiego na Facebooku. - Pan Markowski narobił błędów, a ze mnie chce zrobić czarną owcę, choć dzięki mojemu działaniu udało się dokończyć to proste zadanie elektryczne. A z podwykonawcami zostaliśmy w dobrych relacjach. Jeden z nich prowadzi następne zadanie, podłączenie linii energetycznych do punktów gastronomicznych na koronie stadionu. Kończąc coś, co pan Markowski miał zrobić w innym kontrakcie (Markowski twierdzi, że nie miał takiego kontraktu - dop. aut.) - puentuje z kolei Rój. Czytaj także: Prezes zapowiada bojkot Rosjan. Klub pójdzie z torbami?