Jarosław Hampel był wicemistrzem świata na żużlu w latach 2010 i 2013. W tamtym okresie uchodził za największego rywala Tomasza Golloba i jego następcę. W polskiej Ekstralidze był gwiazdą ligi. Wydawało się, że mistrzostwo świata jest na wyciągnięcie ręki. Wszystkie plany pokrzyżowała mu jednak kontuzja nogi z 2015 roku. Ten uraz mógł nawet zakończyć jego karierę, ale zacisnął zęby i wrócił. W Grand Prix już nie startował, ale w PGE Ekstralidze markę ma wyrobioną od lat. W zeszłym sezonie zdobył Drużynowe Mistrzostwo Polski z Motorem Lublin. Kariera Hampela wisiał na włosku Tyle tylko, że gwiazdor Motoru sezon zaczął słabo, a może nawet bardzo słabo. W pierwszych trzech meczach uzbierał ledwie 13 punktów. Męczył się niemiłosiernie. Niektórzy mówili, że to efekt 40 lat i tego, że to już schyłek jego kariery. - Najgorsze, że ja też tak pomyślałem. Że może coś w tym jest - 40-stka strzeliła i koniec - opisywał tamten czas w serialu "To jest Żużel" Jarosław Hampel. - Byłem totalnie pogubiony i zdołowany. Nie wiedziałem, gdzie leży przyczyna mojej słabszej jazdy. Szukałem wspólnie z teamem wszędzie. Przeanalizowaliśmy nawet moje przygotowanie fizyczne. Zastanawiałem się, czy może z wagą coś jest nie tak i powinienem zejść jeszcze niżej z kilogramami. Straciłem nawet swój największy atut, jakim zawsze był moment startowy. Gdy patrzyłem na powtórki biegów zadawałem sobie pytania, czy jeszcze to mam. Czy jestem w stanie ścigać się na tym poziomie. Tym bardziej, że widziałem momenty, w których "klapowałem", czyli zamykałem gaz. A to pierwszy z sygnałów, że czas kończyć. W ten sposób Hampel wrócił do formy - Zaryzykowaliśmy, zamówiliśmy nową partię sprzętu od innego tunera. Wcześniejszy sprzęt po prostu nie pasował. I to okazało się strzałem w dziesiątkę. Wróciły wyniki i radość z jazdy - tłumaczył zawodnik, a my dodajmy, że chodzi o porzucenie silników od Ryszarda Kowalskiego i przesiadkę na jednostki przygotowywane przez Flemminga Graversena. Dla Hampela nie była to łatwa decyzja, bo bardzo chwalił sobie współpracę z polskim mechanikiem. Poza wszystkim możliwość zamawiania jednostek właśnie od Kowalskiego jest w pewnym sensie wyróżnieniem. Mówimy bowiem o najlepszym tunerze na świecie. W tym wypadku żużlowiec musiał zaryzykować i postawienie na Duńczyka okazało się strzałem w dziesiątkę. Można rzecz, że wrócił stary, dobry Jarosław Hampel. Średnio 10 punktów w każdym meczu stało się normą. Wrócił uśmiech na twarzy i zadowolenie. Wszystko to zaowocowało przedłużeniem kontraktu z Motorem. - Podobało mi się to, że nikt nie wywierał na mnie presji. Nie słyszałem, że coś muszę i nie doświadczyłem dyscyplinujących rozmów, jak to bywa w innych klubach. Bardzo to doceniłem - powiedział Hampel, czym mocno komplementował działaczy Motoru z prezesem Jakubem Kępą na czele.