Na żużlu przejeździł 33 lata. Nikt nie startował tak długo. Andrzej Huszcza jest dla Zielonej Góry postacią pomnikową. Oprócz długich lat startów, będzie zawsze kojarzony z dużymi sukcesami, jakie miał na torze. Cztery złote medale DMP, tytuł indywidualnego mistrza Polski - nie każdy zawodnik może się pochwalić takim dorobkiem. - Co mogło mi pójść lepiej? Mogłem zostać mistrzem świata - śmieje się. - Każdy o tym marzy, więc marzyłem i ja. Od samego dzieciństwa. Byłem pewien, że pojeżdżę trzy lata, zrobię trzy tytuły i skończę. A wyszło tak, że jeździłem 33 lata. Trochę pomyliłem się w obliczeniach. - dodaje. Nie planował tego, że będzie rekordzistą Kariery żużlowców są bardzo różne, jeśli chodzi o czas ich trwania. Jedni kończą po roku, inni wraz z przejściem do grona seniorów, jeszcze inni po kilku latach "dorosłego żużla". Przeważnie jednak jest tak, że dany zawodnik zjeżdża ze sceny w momencie, w którym stwierdza brak dalszej chęci i motywacji. Czasem potrafią przeszkodzić kontuzje. Andrzej Huszcza jeszcze grubo po 40-stce był jednym z liderów Falubazu. Jak sam mówi, cieszy się że tak długo to trwało. - Absolutnie nie żałuję, że tyle jeździłem. Jakoś tak po prostu szło. Nie przedłużałem na siłę. Myślałem, że prędzej żużel się skończy niż moja kariera - opisuje. Mogło być jeszcze dłużej, gdyby nie kontuzja Pod koniec kariery Andrzej Huszcza jeździł dla PSŻ-u Poznań, gdzie początkowo spisywał się bardzo dobrze i na niższym szczeblu był jednym z czołowych żużlowców drużyny z Wielkopolski. Później jednak przyplątała mu się kontuzja, która poniekąd mocno przyczyniła się do decyzji o jakiej wcześniej nie myślał. Zakończył piękną karierę w wieku 50 lat, stając się najdłużej jeżdżącym żużlowcem w historii. - Na pewno mogło być dłużej. Przechodziłem w karierze różne etapy. Z amatorstwa do profesjonalizmu, ze wszystkim zawsze radziłem sobie sam. Może jakby ktoś mi pomógł w pewnych kwestiach, to byłoby inaczej? Kiedyś nie było doradców, menedżerów, tak jak teraz. Obecnie to zawodnik jest tylko od jazdy w zasadzie. Ja robiłem, jeździłem i sam to organizowałem. Ale fajnie było. Miałem zajęcie przynajmniej. Urodził się w samą porę Z słów Andrzeja Huszczy można by wywnioskować, że gdyby zaczął jeździć w nieco bardziej nowoczesnych realiach, miał szansę na jeszcze dłuższą przygodę z żużlem. Były zawodnik uważa jednak, że wcale tak nie jest. Cieszy się z możliwości jazdy właśnie w okresie, który jemu był dany. Mistrz Polski z 1982 roku bardzo docenia możliwość startów i nauki w Anglii. - Nie sądzę, że gdybym urodził się później, mógłbym jeździć jeszcze dłużej. Mi to przypasowało. Uczyłem się żużla w Anglii, byłem tam dwa sezony. Sporo się dowiedziałem. Teraz Anglia jest już traktowana zupełnie inaczej. Efekty tej nauki widziałem później w innych rozgrywkach. Nie chce wracać, bo niektórzy tego żałowali Często byli żużlowcy nie są w stanie wytrzymać na sportowej emeryturze. Ciągnie wilka do lasu, więc wielokrotnie wsiadają na motocykl i amatorsko sobie jeżdżą. Są i tacy, którzy biorą udział w zawodach old-boyów. Nie interesuje to jednak naszego rozmówcy. Zauważył on bowiem, że potrafi to skończyć się źle. Podczas jednego z takich turniejów Henryk Żyto zaliczył upadek, jakiego zdaniem wielu obserwatorów, nie miał przez całą zawodniczą karierę. - Zapraszano mnie kiedyś. Ale ja odmawiałem, bo to trzeba po pierwsze się przygotować. Nie jest sztuką wsiąść i się przejechać kilka razy. Tak to ja mogę w każdej chwili. Ale jak jest ściganie i adrenalina podskoczy, to można sobie krzywdę zrobić. Byłem wtedy przy upadku Henryka Żyty i naprawdę to jest niebezpieczne. Mistrza Polski zapamięta na zawsze Gdy zapytamy byłych zawodników o najlepsze wspomnienia z kariery, otrzymujemy różne odpowiedzi. Dla Andrzeja Huszczy same lata startów są najpiękniejszym wspomnieniem, które zostaje na zawsze. Ikona Falubazu docenia jednak także początkowe etapy kariery. - Na pewno muszę wymienić zdanie licencji, bo to zostaje w pamięci na zawsze. Oczywiście tytuł indywidualnego mistrza Polski, bardzo prestiżowy i wywalczony na własnym torze w Zielonej Górze. Najpiękniejszym wspomnieniem jest jednak sama kariera. Długa i w sumie szczęśliwa. Były upadki, ale żyję, chodzę i jest dobrze. Właśnie byłem sobie na basenie, a teraz robię ćwiczenia w domu. Wszystko u mnie ze zdrowiem w porządku - zakończył Andrzej Huszcza.