We Włókniarzu atmosfera jest tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Los trenera - Lecha Kędziory, który stracił szatnię i kontrolę nad drużyną jest przesądzony. Cierpliwość kibiców spowodowana beznadziejnymi wynikami w końcówce sezonu też jest na wyczerpaniu, czego dowodem był złośliwy transparent wywieszony w sektorze gości na rewanżu półfinałowym w Lublinie. Kacper Woryna mówił o stypie, a Marek Cieślak o rodzinnym grobowcu. Cały Włókniarz siedzi pod butem Madsena W ostatnim Kolegium Żużlowym - prowadzący program Michał Mitrut zadał swoim gościom pytanie, czy największym problemem Włókniarza nie jest przypadkiem - lider i kapitan drużyny - Leon Madsen. Kuchnie meczowe wiele razy zaprezentowały gwiazdora z Danii w kiepskim świetle. Kiedy coś nie jest po jego myśli bardzo często zachowuje się jak obrażona primadonna, obraca się napięcie i ucieka do swojego boksu. Bardzo ciekawej i wyczerpującej wypowiedzi na temat rzekomych much w nosie Madsena udzielił w tygodniu człowiek, który zna Duńczyka na wylot. Marek Cieślak sprowadzał Leona do ligi polskiej, ich drogi przecinały się przez wiele lat we Wrocławiu, Tarnowie i Częstochowie. - Leon jest trochę moim wychowankiem. To bardzo specyficzny facet. Chłopak owinął sobie całą społeczność Włókniarza wokół palca. Od prezesa po toromistrzów. Zdarzają się sytuacje, że Leon przychodzi przed meczem, pokręci nosem, iż nie podoba mu się przygotowanie nawierzchni i wydaje polecenie, że natychmiast trzeba ją zmienić. Oczywiście według jego wskazówek - zdradził najbardziej utytułowany polski szkoleniowiec. Ojciec kapitana Włókniarza zasypywał Ceiślaka smsami Cieślak zwraca uwagę, że Włókniarz faktycznie ma problem w parku maszyn, ale Madsena nie nazwałby toksyczną postacią, zgniłym jabłkiem, które wprowadza ferment i zatruwa klimat w zespole. Jego zdaniem część winy ponosi zarząd klubu, bo to za przyzwoleniem m.in. Michała Świącika 35-latek jest traktowany na specjalnych zasadach. W opinii byłego selekcjonera kadry biało-czerwonych prezes ogólnie jest za miękki w stosunku do swoich zawodników. - Leon bywa zaborczy jeśli chodzi o swoje miejsce w zespole. Pozostali to widzą, ale zarząd ulega Leonowi. On umie się świetnie "sprzedawać" publiczności, zjednywać ją sobie różnymi gestami. Ale oddajmy mu też co cesarskie, jest żużlowcem świetnym, to co potrafi zrobić na motocyklu jest majstersztykiem. Często wykonuje akcje wbrew fizyce. Inna sprawa, że czasami jednak wypadałoby zareagować bardziej stanowczo. Tupnąć nogą, ustalić, czy przypomnieć hierarchię i postawić zawodników do pionu - podkreślił. Na poparcie swoich słów doświadczony menedżer przytoczył historię sprzed paru lat, gdy miał na oku Madsena właśnie w Częstochowie. - Zwołałem wszystkich na naradę, ale Leon nie przyszedł, bo uważał, że my powinniśmy przyjść do niego. Odparłem, że to ty jesteś dla drużyny, a nie na odwrót. Z nim trzeba rozmawiać i tłumaczyć pewne sprawy - dodał. Trener Orła Łódź podzielił się również zaskakującą historią z ojcem Madsena w roli głównej. Cieślak wyjawił, że ten próbował ingerować mu w numery startowe dla syna. Miał ogromne pretensje, gdy Leon dostawał inny niż jeden lub dziewięć. - Wysyłał do mnie smsy. Bo on tak chciał i już. Tylko, że mistrz świata - Bartek Zmarzlik jeździ np. z trzynastką i nie marudzi. On wie, że potrzebny do obstawiania najważniejszych biegów - tłumaczył.