Reprezentacja Polski start w wielkim finale ma już zapewniony. Wszystko dzięki temu, że nasz kraj jest organizatorem turnieju. Wcześniej odbędą się półfinały i baraż. Choć drużyna prowadzona przez trenera Rafała Dobruckiego zdecydowanym faworytem nie jest, to w kraju wszyscy wierzą, że kadra będzie w stanie nawiązać do najlepszych lat, kiedy cały świat patrzył na nas z zazdrością. Wielkie sukcesy i odznaczenia prezydenta Od sezonu 2005 nasza reprezentacja wygrywała ten turniej aż siedmiokrotnie. Ta era związana jest m.in. z dwoma postaciami - Tomaszem Gollobem i trenerem Markiem Cieślakiem. Pierwszy przez lata ciągnął za uszy drużynę narodową. Kiedy było źle i beznadziejnie, to zawsze można było liczyć na mistrza świata z 2010 roku. Starty z orzełkiem na piersi tak bardzo go mobilizowały, że nawet kiedy nie szło mu w Grand Prix, to w Drużynowym Pucharze Świata i tak robił kapitalną robotę. Cieślak z kolei przez lata był selekcjonerem. Słynął z nietuzinkowych decyzji, zmysłu taktycznego i umiejętnego doboru zawodników. W 2017 roku nie wahał się postawić na Rune Holtę. Norweg z polskim paszportem dostał szansę startu w wielkim finale kosztem miejscowego matadora Damiana Balińskiego. Trener konsultował swoją decyzję przed zawodami z Gollobem. Kiedy kapitan usłyszał o pomyśle, to miał w żołnierskich słowach powiedzieć, że kibice mu tego nie wybaczą. Cieślak jednak się nie złamał, postawił na swoim i miał rację. Holta pojechał, zrobił swoje, a Polacy zdobyli złoto. Swoją drogą między Gollobem a Cieślakiem później iskrzyło. Mowa o roku 2013, kiedy Gollob nie pojechał w Drużynowym Pucharze Świata. Czuł się odrzucony przez trenera, który trochę przewietrzył kadrę i wpuścił młodą krew. Panowie przez lata patrzyli na siebie z byka. Później - już po kontuzji kręgosłupa Golloba - ostatecznie się pogodzili. Jakkolwiek by nie było, wspólnie stworzyli kawał pięknej historii polskiego sportu. Razem gościli także w Pałacu Prezydenckim, kiedy odbierali specjalne odznaczenia za swoje dokonania. W tamtych czasach koniunktura na żużel nie była jeszcze tak rozkręcona jak teraz. To reprezentacji z ich udziałem pomagała promować szerzej dyscyplinę. Bracia znowu razem? Klub może nie mieć innego wyjścia Mieli dość sukcesów Polaków W 2017 roku odbyła się ostatnia edycja tego turnieju. Było to pokłosiem sukcesów Polaków. W pewnym momencie finały straciły na temperaturze, bo i tak z góry można było założyć sukces biało - czerwonych. Organizatorzy próbowali wyrównać siły. Najpierw obniżyli liczbę zawodników w drużynie z pięciu do czterech. Kiedy to nie pomogło, wówczas wymyślili nową formułę - Speedway of Nations, czyli nieoficjalne mistrzostwa świata par. Nowy turniej na stałe zagościł w żużlowym kalendarzu, ale takiej sławy jak Drużynowy Puchar Świata nigdy nie zyskał. Inna sprawa, że faktycznie udało się ukrócić sukcesy reprezentacji Polski. W tej nowej formule nasza kadra jeszcze nigdy nie wygrała. Zrobili to aż trzykrotnie Rosjanie, Brytyjczycy, a przed rokiem Australijczycy. Teraz wraca Drużynowy Puchar Świata, a wraz z nim wielkie nadzieje, że podopieczni Rafała Dobruckiego odzyskają dawny blask. Na wielkim finale we Wrocławiu spodziewany jest komplet widzów. Wszyscy chcą na żywo obejrzeć sukces Bartosza Zmarzlika i spółki. Trener podał skład kadry. Jego los wisi na włosku