Kilkanaście dni temu środowisko żużlowe drżało o zdrowie Rewa, który fatalnie upadł podczas zawodów rozgrywanych w Australii na torze kompletnie nieprzygotowanym do poważnego ścigania. Zamiast band były tam prowizorycznie ustawione snopki, nie brakowało też elementów drewnianych. Rew zaliczył upadek, a pierwsze doniesienia brzmiały strasznie. Podano, że złamał kręgosłup, a kibicom momentalnie przypomniała się tragiczna historia Darcy'ego Warda, który w taki właśnie sposób zakończył karierę. Na szczęście Rew miał kogoś, kto najwyraźniej nad nim czuwał. Żużlowiec "tylko" się połamał, nie naruszył rdzenia kręgowego i bardzo szybko po upadku wrócił do domu. Obecnie przechodzi już intensywną rehabilitację, a żadne zdrowotne konsekwencje tego zajścia raczej mu nie grożą. To naprawdę ogromne szczęście, że wyszedł z tego cało. Gdyby rdzeń był uszkodzony, zapewne walka toczyłaby się o powrót do zdrowia, a nie na tor. Złamał kręgosłup. Nie straci ani jednej kolejki? Za nieco ponad trzy miesiące rozpoczyna się sezon ligowy na polskich torach. Pierwszą kolejkę zaplanowano na wielkanocny weekend. Rew ma sporo czasu na dojście do siebie i wielce prawdopodobne, że nie straci ani jednej kolejki. Bardzo liczy też na niego Wybrzeże, bo w obliczu dużych osłabień kadrowych, klub wierzy że Rew będzie w stanie łatać ewentualne dziury w składzie. W barwach Wilków Krosno potrafił spisać się kapitalnie. Szczęście w nieszczęściu Rewa musi być jednak sygnałem ostrzegawczym dla innych zawodników, którzy w okresie zimowym wielokrotnie i notorycznie przeceniają swoje możliwości. Nikt nie podważa ich perfekcyjnych umiejętności opanowania motocykla, ale gdy nie jest się w rytmie startowym, pewne zdolności nieco zanikają. Naprawdę nie jest trudno o kontuzję, która przekreśli marzenia na zawsze. Rew miał farta, ale ktoś inny wcale nie musi go mieć. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata