Daleki jestem od oskarżania prezesa Motoru Lublin o psucie rynku. Zwłaszcza że każdy będąc na jego miejscu, zrobiłby dokładnie to samo. W żużlu trzeba mocno licytować Prawda jest też taka, że w żużlu inaczej się nie da. Kiedy większość oferuje wysokie stawki (teraz rozmowy są z czołowymi zawodnikami, zaczynają się od miliona za podpis i 10 tysięcy za punkt), to chcąc wzmocnić skład, trzeba dołożyć coś ekstra. Kiedy Moje Bermudy Stal Gorzów chce zatrzymać Bartosza Zmarzlika oferując 5 milionów, to trzeba dać sześć, bo za 200, 300 tysięcy więcej nikt klubu nie zmieni. Czasami nawet 500 więcej nic nie znaczy, bo zmieniający klub musi się liczyć z utratą umów z lokalnymi sponsorami. Ten krótki wywód chciałbym spuentować stwierdzeniem, że problemem polskiego żużla nie jest ani prezes Kępa, ani żaden inny działacz. To zawodniczy rynek jest problemem. Żużlowców jest mało i jeśli ktoś marzy o medalach i chce wzmocnić skład, to musi postawić na ostrą licytację. Innego wyjścia nie ma. Ktoś powie: szkolenie. To jednak długotrwały proces, który nigdy nie daje gwarancji. A po drodze ktoś inny i tak może wychowanków podkraść. Ja oczywiście rozumiem żal i złość prezesów, których dziś boli działanie prezesa Kępy. Trudno mi go jednak potępiać. Facet realizuje swoje marzenia. Dziś on, a jutro ktoś inny. W żużlu liczy się tylko kasa W tym całym transferowym zamieszaniu bardziej natomiast oburza mnie to, że sezon nawet jeszcze nie wkroczył w decydującą fazę, a zawodnicy, którzy dziś są ciałem w klubie X, myślami są już w klubie Y. Mam w tej sytuacji prawo wątpić, czy los klub X jeszcze ich obchodzi? Ten transferowy cyrk pokazuje jeszcze jedno. Tu nie ma sentymentów, nie ma przywiązania do barw klubowych. Liczy się tylko kasa, to kto da więcej. Jednym słowem: kocham cię, dopóki płacisz mi więcej, niż mógłbym dostać u kogoś innego (Neil Tennant z Pet Shop Boys śpiewał kiedyś: Ja kocham cię, a ty płacisz mój czynsz). Po Częstochowie już nawet krąży żart, że "może uda się wygrać z Motorem, bo Michelsen jest już nasz". Ja tak sobie jednak myślę, że z tym Michelsenem, to nic pewnego. Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę podpisu, bo jak Motor poczuje się przyparty do muru, jak nie będzie miał wyjścia, to prezes Kępa dorzuci tyle, ile trzeba i miłość Duńczyka i Motoru dalej będzie kwitła. Bo to jest biznes, bo liczy się tylko kasa. Mnie to wszystko nie przeszkadza w oglądaniu żużla, emocjonowaniu się zawodami. Ja tylko nie chcę być naiwny.