Dariusz Ostafiński, Interia: Przedłużył pan kontrakt z Falubazem w momencie, kiedy nie było wiadomo, czy klub awansuje do PGE Ekstraligi. Czyżby było panu wszystko jedno? Krzysztof Buczkowski, żużlowiec Stelmet Falubazu: Wciąż mam ekstraligowe marzenia i aspiracje. Tak się jednak to wszystko potoczyło, że nie awansowaliśmy. Cóż jednak mogę zrobić. Krzysztof Buczkowski o pozostaniu w Falubazie Nie żałuje pan, że nie poczekał z podpisem do rozstrzygnięcia w finałowym meczu? - Nie żałuję. Dobrze mi się z Falubazem współpracuje. Nie udało się rok temu, dlatego w sezonie 2023 raz jeszcze spróbujemy zrobić to, co nie wyszło. Już bez Piotra Protasiewicza na torze. - Jest i będzie naszym dyrektorem i to jest bardzo dobra wiadomość dla Falubazu, że ktoś taki będzie doglądał interesu. Pewnie, że lepiej, jakby był na torze, ale myślę, że w tej nowej roli też odnajdzie się z korzyścią dla klubu. Już bardzo się przyczynił do tego, że klub zrobił świetne, chwalone przez wszystkich transfery. Krzysztof Buczkowski mówi, dlaczego obniżył loty Wróćmy do pana. Co takiego się stało, że tak mocno obniżył pan loty? - Po głębszej analizie doszedłem do wniosku, że troszkę wybiła mnie z rytmu kontuzja, jakiej doznałem na motocrossie pod koniec 2019 roku. Następny sezon był COVID-owy, później rozpoczęliśmy rozgrywki, a ja już nie byłem tym samym zawodnikiem, co wcześniej. Trudno było mi złapać rytm w tych okolicznościach i tak się to potoczyło. Czyli koronawirus? - Zbitka kontuzja i opóźnienie ligi spowodowane koronawirusem. Nie ma jednak co na to zganiać winy za niepowodzenia. Każdy radził sobie, jak mógł. Po tamtym pierwszym kiepskim sezonie zmieniłem klub, poszedłem do Motoru. I dla Motoru sezon 2021 zakończył się świetnie, bo finałem. Trochę cennych punktów w półfinałach dorzuciłem, ale to było już za późno, żebym mógł marzyć o pozostaniu w Motorze. I wtedy poszedł pan do pierwszej ligi, do Falubazu. - Trzeba było wziąć życie takim, jakie jest. Mimo kłopotów w Motorze dalej mierzyłem wysoko, ale musiałem zejść ligę niżej. Krzysztof Buczkowski mówi o swoim podejściu do sportu Mówi pan: mierzyłem i mierzę wysoko, mam aspiracje. Nie pomyślał pan, że chęci to jedno, a głowa może już tego nie chce. - W żużlu wszystko jest dziwne. Przypomina mi się taka historia z Jackiem Krzyżaniakiem, który dużo trenował, a był już starszym zawodnikiem. I on powiedział wtedy: zobaczycie, że jak będziecie starsi, to z wami też tak będzie. I ze mną tak jest. Kiedyś to wszystko działo się bardziej spontanicznie. Teraz jest to wszystko zaprogramowane na sport, któremu poświęcam się w stu procentach. Robię to, bo to lubię. Są treningi fizyczne, jest rower: MTB lub szosa. Słowem przykładam się, a wychodzi, jak wychodzi. Zresztą zimą można zrobić wiele, ale i tak prawdziwa weryfikacja przychodzi na torze. A w żużlu ważny jest sprzęt. Zmierzam jednak do tego, że moja głowa i moje ciało wciąż chce żużla. Nie poddaje się pan? - Wiadomo, że dwa ostatnie sezony w Ekstralidze nie były ekstra. To nie ulega wątpliwości. Jednak ten w pierwszej lidze był już dobry. Początek był świetny, potem się trochę posypało. Krzysztof Buczkowski mówi, co dała mu jazda z numerem 13 Dlaczego? - Jak sobie to wszystko przestudiowałem, choć Boże broń, nie chcę nikomu nic sugerować, to najlepsze mecze pojechałem, jak trener Piotr Żyto postawił na mnie w trudnym momencie pod numerem trzynaście. On mówił, że to będzie dobra zmiana i ja faktycznie odżyłem. Można sprawdzić statystyki. Numer okazał się skrojony dla mnie. Byłem skuteczny u siebie i na wyjeździe. Nie udało się jednak świetnej jazdy rozciągnąć na cały sezon. - Wiadomo, były zawirowania z trenerem, zmienił się sztab, który widział to inaczej. Ja starałem się dalej jeździć, jak najlepiej, ale raz było dobrze, a innym razem już nie. Może trochę pary też zabrakło. W dwumeczu finałowym z Krosnem liczyliśmy się jednak do końca. Jeden bieg w naszą stronę mógł przesądzić o tym, że to my teraz szykowalibyśmy się do Ekstraligi. Szkoda, że przegraliśmy, ale najważniejsze, że wygrał sport. Mam nadzieję, że za rok zrobimy to, co Krosno. Oni dwa lata temu przegrali finał z Arged Malesą, a rok temu, mimo nie najlepszej rundy zasadniczej wygrali całą ligę. Krzysztof Buczkowski o szansach Falubazu Eksperci są wyjątkowo zgodni co do tego, że teraz to Falubaz jest faworytem numer 1 do wygrania ligi. - Nie jest to jednak łatwa rola. Już tego doświadczyliśmy w tamtym roku. Jeszcze w rundzie zasadniczej mieliśmy różne mecze. Fajne, średnie, ale też takie, jak w Gdańsku, gdzie nic nie wychodziło. Tam nie wyglądaliśmy na faworyta, ale jak zespół jeden z wielu. Dlatego teraz też nie będzie łatwo i to pomimo tego, że drużyna wydaje się równa i nawet lepsza niż przed rokiem. Doszli Przemek Pawlicki, Rasmus Jensen i Luke Becker, został Rohan Tungate. I jeszcze ma dojść junior z Leszna. Być może Maksym Borowiak. - Też o tym słyszałem, ale trzeba poczekać, bo Unia będzie późno podejmowała decyzję o tym, kogo wypożyczyć. Krzysztof Buczkowski o współpracy z tunerem Michałem Marmuszewskim Wspomniał pan wcześniej, że w żużlu ważny jest sprzęt. Pan szykuje jakieś zmiany? - Po ostatnich meczach w Motorze w sezonie 2021, cały 2022 rok przejechałem na silnikach Michała Marmuszewskiego. Wspólnie sobie zaufaliśmy, jedziemy na jednym wózku. Mnie ten jego sprzęt przypasował. W ogóle to fajnie, że wchodzą na rynek nowi tunerzy, że już nie ma tak, jak kiedyś, że jest dwóch, trzech. Nowi nacierają. Nowi są z Polski. To prawda, a Marmuszewski, to odkrycie ostatnich 12 miesięcy. - Michał wciąż się uczy, ale ja przyznam, że trochę żałuję, że nie przesiadłem się wcześniej na ten jego sprzęt. Myślę sobie, że wtedy mogło się to wszystko potoczyć inaczej. Wyszło jednak, jak wyszło. Jak za rok uda się wrócić do Ekstraligi, to nie będę narzekał. A drugiego tunera nie będzie pan szukał? Takiego na wypadek, jakby Marmuszewski miał jakieś kłopoty? - Nie szukam innych opcji, choć dziś jest ten sport tak pogmatwany, że warto mieć kilka rozwiązań na różne tory, bo silniki od jednego tunera sprawdzają się na jednym torze, a na drugim już nie. Z tych prób i korzystania z usług więcej niż jednego tunera wychodzą też kłopoty. Są niesnaski, pretensje, a ja tego nie potrzebuję. Tunerzy zaczynają odgrywać ważną rolę, trzeba szanować to, co się ma. Zobacz również: Chcą mu ukraść gwiazdy. To powinien zrobić [FELIETON]