Jeszcze nie tak dawno Motor rozprawiał się z każdym w PGE Ekstralidze. Wydawało się wręcz, że może skończyć rozgrywki bez porażki. Potem jednak coś zaczęło się sypać. W kryzysie są liderzy drużyny, a przede wszystkim Bartosz Zmarzlik, który tylu biegów w lidze co przez ostatnie tygodnie, nie przegrał przez całą karierę. Przegrywa też Motor. W niedzielę w Toruniu aż 39:51. Teraz hegemon ligi musi co najmniej tyle samo wygrać u siebie, żeby awansować do finału. Czy to możliwe? - Ten mecz będzie jak przedwczesny finał - mówi nam Jan Krzystyniak. - Motor ma trudną sytuację, ale moim zdaniem jest w stanie to odrobić. Niejeden raz w tym roku wysoko u siebie wygrywał. Apator musi liczyć, że czwórka zawodników zrobi prawie 40 punktów. Czy to realne? Nie mówię, że nie. Ale to będzie trudne. Motor ma w składzie potężne nazwiska. U siebie na pewno pojadą dużo lepiej niż w Toruniu - dodał. Jeśli Motor odpadnie, to będzie szok W Lublinie mimo nadspodziewanie wysokiej porażki w pierwszym meczu, zachowują względny spokój. Strata jest do odrobienia ale uwarunkowane jest to brakiem wpadek liderów. A na wyjazdach te wpadki zaczęły się zdarzać za często. Pozostaje pytanie, kiedy na swoje właściwe tory w lidze wróci Zmarzlik, który ma najprawdopodobniej największy kryzys w historii swoich występów w tych rozgrywkach. W Toruniu momentami był bezradny. Co o postawie Zmarzlika sądzi Jan Krzystyniak? - Bartosz punktuje jak maszyna już od czasów juniorskich. Przecież on regularny był już jako 18-latek. Prędzej czy później wróci na swój poziom. Zresztą, zobaczmy jak wygląda jego kryzys. Tak czy inaczej wygrywa turnieje Grand Prix i pewnie za chwilę oficjalnie sięgnie po piąty tytuł indywidualnego mistrza świata - zakończył były zawodnik Unii Leszno czy Falubazu Zielona Góra.