Odrobienie 12 punktów straty z Lublina brzmiało dla Betard Sparty Wrocław niczym mission impossible. W myśl zasady, że nadzieja umiera ostatnia gospodarze zrobili przed meczem wszystko, aby dać sobie szansę na sprawienie niespodzianki i odwrócenie losów tego finału na swoją korzyść. Energii drużynie Dariusza Śledzia miał dać powrót Taia Woffindena. Inna sprawa, że przekaz samego zawodnika dotyczący jego zdrowia nie brzmiał optymistycznie. - Nie powinienem był startować. Robię to tylko dla kibiców - powiedział Brytyjczyk, który przed trzema tygodniami przeszedł operację ręki. Mistrz szokuje. "Nie powinno mnie tu być". Ekspert pyta, kto go dopuścił? Motor szybko pozbawił Spartę złudzeń Heroiczną postawę Woffindena należy docenić, ale szybko okazało się, że to będzie za mało na lublinian. Goście już od pierwszych biegów dali jasno do zrozumienia, że nie przyjechali do Wrocławia bronić przewagi z pierwszego meczu, a po prostu wygrać. Szybko więc prysły nadzieje miejscowych na coś ekstra. W zasadzie każdy kolejny bieg dawał jasną odpowiedź, kto jest tego dnia lepszy. Gołym okiem widać było, że przyjezdni dobrze trafili z ustawieniami sprzętu. Co więc było problemem gospodarzy? Trudno stwierdzić, że Sparta miała jakiś wielki atut własnego toru. Lublinianie zdecydowanie lepiej wyglądali na starcie. To sprawiało, że nawet nieomylni wręcz liderzy z pierwszego meczu w Lublinie, czyli Artiom Łaguta i Daniel Bewley tracili punkty. Na trasie ich motocykle były szybkie, ale w tak doborowym towarzystwie trudno było o mijanie rywali. Kolejny problem Sparty nazywał się juniorzy. Bartłomiej Kowalski i Kevin Małkiewicz znów wyglądali słabiej na tle swoich rówieśników z Lublina. To nie tak, że wozili ogony, bo obaj notowali przebłyski i niezłe biegi. Zabrakło jednak przysłowiowych fajerwerków, na które wszyscy liczyli. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności wrocławianie walczyli po prostu o jak najlepszy wynik. Szampany u kibiców Motoru były więc w gotowości. To definitywnie podcięło im skrzydła Żeby tego było mało w biegu siódmym fatalny upadek zaliczył Tai Woffinden. Brytyjczyk nadział się na tyle koło Bartosza Bańbora i stracił przytomność. Wrócił do parku maszyn o własnych siłach, ale nie wyglądał najlepiej. Szybko zaopiekowali się nim lekarze. Nie było przy tym wątpliwości, że jego udział w meczu dobiegł końca. Można więc powiedzieć, że był to symboliczny koniec nadziei Sparty na sukces. Chwilę później, bo po biegu numer 10, Motor zapewnił sobie oficjalnie tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Stało się to, czego wszyscy się spodziewali. Mecz jednak "nie siadł", bo zawodnicy w kolejnych biegach nie spuszczali z tonu i mogliśmy zobaczyć kilka ciekawych biegów. Wynik meczu zmierzał jednak powoli w stronę pogromu, bo tak trzeba jasno postawić sprawę. Po trzech startach i definitywnym utraceniu szans na złoto z dalszej rywalizacji wycofał się też Artiom Łaguta. Rosjanin z polskim paszportem w swoim pierwszym biegu zanotował upadek i odczuwał jego skutki. Tym samym Motor obronił mistrzowski tytuł wywalczony przed rokiem. Wiele wskazuje na to, że jesteśmy w erze dominacji zespołu z Lublina patrząc na jego personalia i możliwości finansowe klubu. Słodko-gorzkie pożegnanie. O tym wyścigu musi zapomnieć Betard Sparta Wrocław 55 9. Tai Woffinden 4+1 (3, 1*,w,-) 10. Piotr Pawlicki 10+2 (2,2,2,1,1*2*) 11. Artiom Łaguta 5 (u,2,3,-) 12. Connor Bailey NS (-,-,-,-) 13. Daniel Bewley 9 (2,1,0,1,2,3) 14. Kevin Małkiewicz 2 (0,0,2,0) 15. Bartłomiej Kowalski 5+1 (1,0,1*,2,1) 16. Kacper Andrzejewski 0 (0,0,0)Platinum Motor Lublin 35 1. Jarosław Hampel 10+1 (2,3,0,2*,3) 2. Dominik Kubera 11+1 (3,2*,3,3 3. Fredrik Lindgren 5 (1,3,1,0) 4. Jack Holder 9 (3,0,3,3) 5. Bartosz Zmarzlik 9 (1,3,2,3,-) 6. Mateusz Cierniak 5+2 (2*,1,0,2*) 7. Bartosz Bańbor 6 (3,1,1,1) 18. Kacper Grzelak 0 (0)