Dariusz Ostafiński, Interia: Praca toromistrza, to ... ? Rafał Grzybek, toromistrz ROW-u Rybnik: Czasami się śmieję, e to dzielenie jednej kropli wody na cztery części. Toromistrz jeździ nie tylko traktorem, ale i polewaczką, a woda może wszystko. Z trybun tego nie widać, ale umiejętne polanie żużlowego toru jest bardzo ważne. Trzeba to zrobić tak, żeby się nie kurzyło, żeby lepkość materiału była taka sama, jak na treningu. A jak się nie uda? - To jest kłopot, bo zawodnicy od razu powiedzą, że to im nie pasował, że przegrali przez tor. Jeden powie, że za suchy, drugi, że za wilgotny, trzeci, że zbyt przyczepny. Mnie to kiedyś ruszało. Teraz już nie. Nauczyłem się z tym żyć. Marek Cieślak, poprzedni trener ROW-u wyjaśnił mi, jak to działa od strony psychologicznej. Trzeba te uwagi żużlowców traktować z przymrużeniem oka. Przez tor można jednak przegrać. Abstrahując od tego, że przeważnie to gadanie zawodników jest szukaniem wymówki. - Dlatego trzeba bardzo uważać. Choćby na to, żeby jakiegoś pola startowego nie zalać. Teraz dodatkowo są takie czasy, że kierownicy drużyn są przewrażliwieni i biegają do komisarza, ten do mnie i zaczynają się naciski i mówienie, gdzie i jak lać wodę. To nie zawsze jest przyjemne, ale ja o tym marzyłem. Chciałem poznać żużel od środka. I jaki jest? - Ciekawy. A mnie, choć trochę ponarzekałem, się to życie na traktorze podoba. Już wiem, że jak drużyna przegra, to winny jest toromistrz. Zawodnik się nie przyzna, że coś zrobił źle, że nie dobrał odpowiednio przełożeń. A winny musi być. W innych sportach winny jest trener, w żużlu toromistrz. Mogłoby być inaczej, ale takich zawodników, jak Hancock już nie ma, albo jest ich mało. Ten zrobił dwa próbne starty, dopasował motocykl i nie narzekał na toromistrza. A inni? Tu bym mógł to powiedzenie o złej baletnicy przytoczyć. Słyszałem jednak, że dobry toromistrz może nieźle zarobić. Kluby się o nich biją. Grzegorz Węglarz miał po przenosinach ze Sparty do Apatora dostać 10 tysięcy miesięcznie. - Dobry toromistrz, to połowa sukcesu. Jak zawodnicy Sparty usłyszeli, ze ten od nich może uciec do Torunia, to osobiście się zaangażowali i poszli do prezesa, żeby go zatrzyma. Tam chyba ktoś nie do końca wiedział, co robi. Nie przemyślał tego. Jak tor jest powtarzalny, to zawodnicy śmigają. Jak nie, to pół meczu przeleci i szukają optymalnych ustawień, które przełożą się na prędkość jazdy. Grzegorz z Wrocławia potrafi zrobić powtarzalny tor. Także dlatego Sparta została mistrzem. A z tą kasą, to jak jest? Kokosy? - Słyszałem, że tak. Nie w moim klubie. Tu jest normalnie. Ja nie jestem toromistrzem na etacie. Pracuję w miejskiej spółce, a tu tylko spełniam marzenia. Skoro tak można, to może te wielkie pieniądze dla toromistrzów są przesadzone? - Nie są. Na trybunach siedzi tłum fachowców, którzy wiedzą lepiej. Ja ich zapraszam do traktora, czy na polewaczkę. Sztuką jest zrobić tor, tak żeby wszystkim pasowało, żeby nie przelać. Ja się nie dziwię, że w Toruniu temu panu z Wrocławia chcieli dać dychę. Widać, że ma wyczucie, że potrafi zrobić taki sam tor na treningu i powtórzyć to w meczu. Co w tym trudnego? - Ja już czwarty rok jeżdżę i wciąż się uczę. Terminowałem u najlepszych trenerów, takich co znają się na torach. Nie ma jednak przepisu na dobry tor, że tego dodam tyle, tamtego tyle i wyjdzie. Jak powiedziałem, trzeba wyczucia i praktyki. Przygotowanie toru, to równanie z wieloma niewiadomymi. Trzeba wziąć pod uwagę siłę wiatru, warunki atmosferyczne w ogóle. I jak się zrobi, to trzeba pilnować, bo tor się zmienia w ciągu godziny. Toromistrz musi być meteorologiem? - Trochę tak. Dwa lata temu nawet prowadziłem notatki. Pisałem w zeszycie, co zrobiłem i jaka była pogoda. Już sobie jednak darowałem, bo to nic nie dało. Najlepsze są najprostsze metody. Trzeba wyskoczyć z traktora, wbić śrubokręt w ziemię i trochę nim podłubać. To jak się robi tor? - Nie ma zero-jedynkowego schematu. Założenie jest takie, że ma być równo i bezpiecznie. Brzmi jak bułka z masłem, ale na początku to był dla mnie kosmos. Miało być jednak o torze. Jak jest po opadach, to najpierw bierzemy bronę, przesuszamy tor, potem dobijamy, równamy szyną, kołujemy i raz jeszcze równany. Tak to wygląda na papierze. A w praktyce? - To zależy czy tor twardy, czy suchy i wody trzeba dolać. Praca jest czasochłonna. Czasem to kilka godzin kręcenia w kółko. Samo ułożenie przed meczem, to dwie godzinki. Jednak nie narzekam. Ja to lubię, sprawia mi to przyjemność. Pracę toromistrza można porównać do roboty na roli? - Zdecydowanie tak. Raz na jakiś czas bronowaliśmy z Markiem Cieślakiem tor i tam było dużo pracy polowej. Kartofle można było posadzić? - Dałoby się. Bronowanie jest potrzebne, bo ta glinka, co jest w torze i wiąże wodę, to lubi uciekać w te dolne warstwy. Trzeba ją tą broną wyciągnąć, a potem odpowiednio nawilżyć. Inaczej się nie da. Samo polanie wody z góry nie przyniesie efektu. A jak już nauczy się pan toru w Rybniku na pamięć, to mógłby pan ruszyć w Polskę za kasą? - Jeżdżę po Polsce i wiem, że każdy tor ma inną regulację. Poznasz jeden, ale to nic nie daje, skoro te tory się różnią. Jeden szybciej wchłania wodę, drugi trzyma. I to nie jest tak, że jak w Rybniku ustalę, że dwie beczki wody wleję i będzie dobrze, to gdzie indziej też to zadziała. Można ruszyć w Polskę, jak się ma to coś. Ten z Wrocławia, to ma. Ma pan w garażu ukryte jakieś cuda? - Nie. Dwa traktory i dwie polewaczki, to cały mój sprzęt. Słyszałem, że niektórzy mają cuda do ułożenia i wyprofilowania toru. Mówi się, że we Wrocławiu mają rozściełacz. To jest maszyna używana przy budowie dróg. Wystarczą dwie godziny i można czymś takim zrobić tor równy jak stół. Pan tego nie ma? - Nie, ale to mi nie przeszkadza. Powiedziałem, że spełniam marzenia. Kiedyś wieszałem banery reklamowe na stadionie. Raz zabrakło gościa na polewaczkę, to poprosili mnie o pomoc. Zgodziłem się, choć stres był ogromny. Mówiłem już, że toromistrz zawsze jest winny, jak drużyna przegra. Miało być raz, a potem dyrektor poprosił, żebym dalej polewaczką jeździł. Teraz jestem już toromistrzem, mam człowieka do pomocy i za chwilę będę współpracował z czwartym trenerem. Myślę, że będzie dobrze.