Jeszcze w latach 90-tych cały świat podglądał ligę angielską. To tam były największe pieniądze i to tam jeździły światowe gwiazdy. Później jednak przyszedł duży kryzys, a miano tej pierwszej przejęła PGE Ekstraliga. Wygląda jednak na to, że na Wyspach idą lepsze czasy, bo coraz więcej głośnych nazwisk wystartuje w Premiership w nadchodzącym sezonie. Mistrzowie świata z kontraktami w Premiership Kilkanaście dni temu Ipswitch Witches pochwalili się kontraktem z Emilem Sajtudiniowem - Rosjaninem wracającym do żużla po rocznej przerwie. Chwilę później gruchnęła kolejna bomba. Nicki Pedersen, trzykrotny mistrz świata, przystał na ofertę Peterborough Panthers i po ponad 10 lat znów będzie startować na Wyspach. To zdecydowanie najgłośniejsze nazwiska, ale dobrych i bardzo dobrych zawodników w Premierhip brakować nie będzie. Wystarczy wymienić tylko Jacka Holdera, Jasona Doyle'a, Jaimona Lidsey'a, czy Brytyjczyka Daniela Bewley'a, który powoli staje się gwiazdą światowego formatu. Oczywiście w Anglii nie zabraknie także Polaków. Od lat w lidze startuje Tobiasz Musielaka, a w tym roku na powrót dość nieoczekiwanie zdecydował się Krzysztof Kasprzak - niegdyś bardzo dobrze znany z występów w tamtejszych rozgrywkach. Dlaczego liga angielska znów się opłaca? Po pierwsze zluzowany został limit lig, w jakich mogą startować zawodnicy. Z tego tytułu do Anglii wrócił na przykład Nicki Pedersen, który wcześniej koncentrował się na startach w Danii i Polsce. Po drugie liga szwedzka ciesząca się dotychczas drugim wyborem zaraz po polskiej lidze przestała być dla zawodników opłacalnym biznesem jak dawniej. Gołym okiem widać, że żużel przechodzi tam spory kryzys. Coraz więcej klubów ma problemy finansowe. Nie ma też wielkiej kasy i zarobku. Oczywiście gwiazdy swoje dostaną, ale zawodnicy drugiego szeregu już tego powiedzieć nie mogą. Poza wszystkim starty w Szwecji to duże wyzwanie logistyczne i pochłaniacz czasu. Na wtorkowe zawody trzeba ruszyć z Polski już w poniedziałek rano, aby drogą lądową udać się na prom i ruszyć dalej w głąb kraju. W gruncie rzeczy trzeba stracić aż trzy dni, aby pojechać i wrócić. To sporo kosztuje - i fizycznie i psychicznie. W Anglii natomiast cała logistyka wygląda zupełnie inaczej. Większość zawodników podróżuje samolotem, a sprzęt i mechanika ma załatwionego na miejscu. Pod kątem finansowym starty w Premiership też zaczynają się coraz bardziej opłacać. A już na koniec dodajmy, że silna liga angielska jest w interesie całej dyscypliny. Trudno bowiem byłoby sobie wyobrazić, że poważne ściganie oglądamy tylko w Polsce. To byłaby droga donikąd. Zobacz również: Menedżer potęgi zaskoczył. Z nimi chciałby spotkać się w finale