Młodzi zawodnicy często podglądają starszych kolegów, chcą być jak oni, jak najszybciej czuć się na torze swobodnie. Bo właśnie tak trzeba się czuć, żeby w trakcie biegu pokazywać partnerowi linie jazdy, względnie móc po prostu się z nim "komunikować. Podczas majowego meczu Ekstraligi U-24 Kacper Andrzejewski ze Sparty Wrocław chciał tak właśnie pomóc klubowemu koledze, Mariusowi Nielsenowi. Skończyło się to paskudnym upadkiem obu zawodników. I już wiemy, że przyczyniło się do zakończenia kariery jednego z nich. Nielsen w mediach społecznościowych zamieścił posta, z którego jasno wynika jaką podjął decyzję odnośnie do swojej przyszłości. - Sezon dobrze się dla mnie rozpoczął, ale potem miałem wypadek w Polsce. Przez kilka minut nie czułem nóg. Długa i trudna rehabilitacja, która spowodowała wiele przemyśleń na temat kariery. Celem był powrót do ścigania. Walczyłem o to kilka miesięcy. To była dla mnie trudna decyzja, ale jest wiele powodów, dla których kończę z żużlem. Upadki to jeden z nich, ale żużel staje się też coraz droższym sportem. Trudno mi było zgromadzić środki odpowiednie do tego, by móc stawać się coraz lepszym - napisał młody zawodnik. On kończy karierę, kolega zrobił wielki postęp Trzeba przyznać, że drugi z zawodników biorących udział w upadku (a nawet jego winowajca) pokazał się w tym roku w Polsce z dobrej strony i dał nadzieję na to, że będzie lepszy od Mateusza Panicza, który w ostatnim czasie jeździł w Sparcie jako junior i nie wykazywał szczególnych postępów. Problemem Andrzejewskiego jest jeszcze bardzo gorąca głowa, która przyczynia się do wielu upadków. W tym wieku jednak jest to w zasadzie normalne, a 16-latek ma jeszcze sporo czasu na nauczenie się pewnych rzeczy. Prawdopodobnie za rok zresztą Andrzejewski może być podstawowym juniorem Sparty, do pary z Filipem Seniukiem. To będzie jeden z najmłodszych duetów w lidze (razem będą mieć 34 lata, czyli tylko o rok więcej niż... Maciej Janowski). W obu jest jednak spory potencjał. Pozostaje pytanie, czy już w tym wieku będą w stanie wozić regularne punkty. Nikt nie oczekuje dwucyfrówek, ale z pewnością takie 3-4 każdego z nich na mecz we Wrocławiu wzięliby z pocałowaniem ręki.