23-letni Czech startuje w tym roku w cyklu Grand Prix i choć jest tam raczej jednym z, to na razie nikt nie robi tragedii z jego mało zadowalających wyników, bo w takiej stawce Kvech na żadne cuda na pewno nie liczyl. Miejmy jednak na uwadze, że w jego wieku Woffinden miał już tytuł mistrza świata, Zmarzlik dwa medale (rok później złoto), a Bewley wygrywał turnieje. To nie jest tak, ze czasu ma się nieograniczoną ilość. Kvech zawsze uchodził za wielki talent i już gdy miał 16 lat spodziewano się, że zadebiutuje w Grand Prix raczej w bliższej niż w dalszej przyszłości. Stało się to chyba i tak wcześniej niż sam Jan oczekiwał, ale na razie występy z najlepszymi na świecie jakiejś wielkiej chluby mu nie przynoszą. Wozi ogony, zalicza jedynie sporadyczne lepsze biegi. Być może jego wyniki byłyby lepsze, gdyby nie fakt na który od dawna zwraca mu się uwagę. Kvech musi zainwestować, bo inaczej się nie da Zawodnik od dłuższego czasu ma wyrzucane mało profesjonalne podejście do spraw organizacyjno-logistycznych. Często mówi się, że jego team złożony jest z ludzi, którzy po prostu są pod ręką i byli tani, a nie z zawodowców godnych uczestnika cyklu Grand Prix. Już trzy lata temu w Zielonej Górze zwracano uwagę na ten problem i ciągnie się to do teraz. Pytanie, czy sam Kvech rozumie istotę tej sprawy, bo co do tego można mieć pewne wątpliwości. Sporo się też wspomina o tym, że choć pozory wskazują coś zupełnie innego, Kvech jest człowiekiem dość trudnym we współpracy, a osoby z jego otoczenia wcale nie są lepsze. Jan na pierwszy rzut oka faktycznie wygląda na osobę niezwykle spokojną, ale co najmniej kilka razy w karierze pokazał już "rogi". Ostatnio miał spięcie z Grzegorzem Zengotą, wcześniej np. w Bydgoszczy chciał się bić z kibicem i powstrzymały go osoby postronne oraz członkowie teamu.