Przemysław Pawlicki i GKM Grudziądz to skomplikowany związek. Większość komplikacji wynika w nim z tego, iż nikt na dobrą sprawę nie wie czego powinno się od takiego zawodnika. Wychowanek Unii przychodził do Miasta Ułanów, by zająć miejsce kontuzjowanego Tomasza Golloba, ale nikt nie oczekiwał przecież od niego, by zastapił taką legendę jeden do jednego. Minęło 5 lat, a wciąż trudno stwierdzić jaka jest właściwie jego funkcja w zespole. Czy to lider? Nie no, bez przesady. To może zawodnik drugiej linii? Jak to? Przecież on potrafi wozić dwucyfrówki! Otóż to! Starszemu z braci Pawlickich nie brakuje doświadczenia, umiejętności ani sprzętu. Zdarza mu się stanąć na czele drużyny, poprowadzić ją do zwycięstwa, a nawet wygrać Challenge i jak przed kilkoma laty awansować do cyklu Grand Prix. Są to jednak wyłącznie pojedyncze wystrzały, nie maszynowe salwy. Słabsze występy wyglądają u boku tak solidnych jeszcze bardziej dołująco. Pawlicki znów odpalił pod koniec Co gorsza dla renomy Pawlickiego, w ostatnich latach utarła się reguła, że wysoką formę odnajduje on dopiero na finiszu sezonu. W zeszłym roku GKM nawet na tym skorzystał, kiedy ich kapitan odpalił fajerwerki w spotkaniu ostatniej kolejki przeciwko Włókniarzowi i utrzymał swoj zespół w PGE Ekstralidze. Tym razem jest zgoła inaczej - grudziądzcy kibice przez większość sezonu nie mogli patrzeć na wychowanka Unii. Jego tragiczna dyspozycja podcinała drużynie nogi w walce o sensacyjny udział w fazie play-off. Kiedy jednak jasnym stało się, że Gołębie będą musiały obejść się smakiem, to Pawlicki nagle wypalił i kapitalnie spisuje się na wszystkich frontach. Co w tym złego? Wielu ekspertów uważa, iż Pawlicki odpala dopiero wtedy, gdy zależy mu na dobrej pozycji negocjacyjnej w rozmowach na temat przyszłorocznego kontraktu. Tym razem też słychać już, że w przyszłym roku zostanie w GKM-ie. Czy to dobra decyzja? Podobno głupotą jest robić cały czas to samo i oczekiwać różnych rezultatów. Zobacz także: Wszystko już jasne? Oni są panami swojego losu! Rok temu ledwo uszedł z życiem. Teraz wrócił na tor Nikt ich nie zna, a polskie gwiazdy zlali aż miło