Wielce prawdopodobne, że gdyby nie Benjamin Cook i Michael Jepsen Jensen, Peter Johns nadal byłby jednym z ostatnich wyborów wśród czołowych zawodników. Do tamtej pory praktycznie jedynym ekstraligowym jeźdźcem z jego stajni był Grzegorz Zengota. Wkrótce później na te silniki przesiadł się również Przemysław Pawlicki i Max Fricke. Zmarzlik dał jasny sygnał całej reszcie, kolejki chętnych po silniki Trend przybrał na takiej sile, że pod koniec sierpnia nawet Bartosz Zmarzlik zaopatrzył się w jednostki Johnsa. Użył ich w trakcie kwalifikacji przed Grand Prix w Cardiff oraz w swoim pierwszym wyścigu zawodów. Wszystko na jedną kartę postawiła także FOGO Unia Leszno. Tuner z Anglii miał im pomóc uniknąć spadku, lecz finalnie i tak pożegnali się z najwyższą klasą rozgrywkową. Pomimo tego poprzedni sezon był świetną reklamą usług mechanika. Tej zimy nie mógł opędzić się od zainteresowanych zawodników. Nawet jeśli w grę nie wchodziła pełnowymiarowa współpraca, to większość chciała mieć choćby jeden silnik spod jego ręki. Wybuchła głośna afera, Fricke dostał zakaz To może być bardzo dobry znak w kontekście relacji tunerów z zawodnikami. W ubiegłym roku bardzo głośno było o wszelakich zakazach konkurencji. Bana u Ashleya Hollowaya otrzymał Max Fricke, który skusił się na silniki Johnsa. Po tym wydarzeniu rozgorzała dyskusja. Padały zarzuty, że zawodnicy nie potrafią się postawić i są wręcz ubezwłasnowolnieni przez inżynierów, którzy chcą mieć ich na wyłączność. Oni natomiast tłumaczyli się tym, że w ten sposób muszą dbać o własny interes. Klient zamawiając silnik u innego tunera może sprzedać jego nowinki. W grze są bardzo duże pieniądze, jeden silnik potrafi kosztować nawet 40 tysięcy złotych. Nikt nie może sobie pozwolić na utratę pozycji, przez co czasem dochodzi do takich sytuacji. Mają obawy, Anglik może szybko pożałować Wracając jednak do Johnsa, to zawodnicy z jego warsztatu już brylują i to na tle poważnych rywali. Najlepszym przykładem jest Chris Holder, który niedawno w Manchesterze zajął drugie miejsce. Holder to stały klient i to właśnie na jego sprzęcie zdobywał mistrzostwo świata w 2012 roku. Teraz ma poprowadzić INNPRO ROW Rybnik do utrzymania w PGE Ekstralidze. Kibice już zacierają ręce i pokładają w nim wielkie nadzieje. Problem w tym, że niektórzy już poddają pod wątpliwość działania Johnsa. Mówią, że za chwilę może powtórzyć się scenariusz, który przesądził o tym, dlaczego tak szybko wypadł z czołówki. Nie chodziło bowiem wyłącznie o wyjście Anglii z Unii Europejskiej, ale również o ilość pracy. Wówczas wziął sobie za dużo na głowę i nie był w stanie wszystkim poświęcić odpowiedniej ilości czasu.