GKM Grudziądz zakończył sezon na piątym miejscu, a w tym wielka zasługa Maxa Fricke’a. Żużlowiec nie zdobył dwucyfrowej liczby punktów tylko w czterech spotkaniach, pokazując, że w końcu stał się prawdziwym liderem. Pospieszył się z kontraktem W pierwszej połowie sierpnia Fricke zdecydował, że pozostanie zawodnikiem GKM-u. W Grudziądzu może liczyć na wynagrodzenie rzędu około 1,1 miliona złotych za podpis oraz 11 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Na jego nieszczęście, niecałe dwa tygodnie później NovyHotel Falubaz Zielona Góra zakontraktował Leona Madsena, co wywróciło rynek do góry nogami. Mówi się, że Duńczyk z bonusami może spokojnie zarobić ponad 5 milionów złotych za cały rok. Wystarczyło poczekać Ruch zielonogórzan spowodował, że gwiazdorskie kontrakty w Krono-Plast Włókniarzu otrzymali Jason Doyle oraz Piotr Pawlicki. Polak, który obecnie jest o wiele słabszy, na papierze ma otrzymać tyle samo, co Fricke. Gdyby drużynowy mistrz świata poczekał chociaż dwa tygodnie, mógłby liczyć na 0,5 miliona złotych więcej w trakcie sezonu. Wówczas Michał Świącik zapewne skontaktowałby się z żużlowcem z Antypodów, a GKM musiałby zaoferować więcej, aby utrzymać go w składzie. Pojawiła się wtedy plotka, że Fricke miał pretensje do Tomasza Gaszyńskiego. Australijczyk doskonale zdawał sobie sprawę, co wydarzyło się na rynku i jak wielka okazja przeszła mu koło nosa.