Niemcy już długi czas czekają na kogoś, kto na stałe dołączy do ścisłej, światowej czołówki. Na stałe, a nie tylko na chwilę, tak jak uczynił to Martin Smolinski, wygrywając GP w Auckland w 2014 roku. Niedługo później wyleciał z cyklu Grand Prix, więc jego wygraną można traktować jako wyskok. Niemcy mają spore sukcesy w innych odmianach żużla (long track, grass track czy sidecary), ale chcą w końcu na poważnie znów zaistnieć w tej klasycznej, najbardziej znanej i najbardziej prestiżowej. Od lat idzie im to bardzo topornie. Jest oczywiście choćby Norick Bloedorn, niespełna 20-letni zawodnik z naprawdę sporym potencjałem, który już jest pod lupą wielu działaczy i dużych sponsorów. Ale n ten moment jeszcze nie jest gotowy do rywalizacji z najlepszymi na świecie. Za kilka miesięcy stanie przed dużym wyzwaniem, bo po raz pierwszy pojedzie w klubie z dala od domu. w ROW-ie mocno liczą na Bloedorna, bo pozycja U24 którą dostanie jest jedną z kluczowych w obecnym żużlu. Ale kilka lat temu był ktoś, kto zapowiadał się jeszcze lepiej niż Bloedorn. Był mistrzem świata, teraz przegrywa wszędzie i z każdym Ben Ernst w 2018 roku jako 15-latek został indywidualnym mistrzem świata w klasie 250 cc (tej, w której teraz jeździ np. Maksymilian Pawełczak). Imponował sylwetką, spokojem i umiejętnościami. Kwestią czasu miało być jego udane wejście do dorosłego żużla. Gdy jednak do niego doszło, kariera Ernsta drastycznie się załamała. W zasadzie odkąd startuje on na 500cc, niczego dużego nie wygrał, a w tym roku kończy już 21 lat. Ma ostatni rok w gronie młodzieżowców i naprawdę czas leci mu już nieubłaganie. Trudno powiedzieć, co stało się z poziomem sportowym Bena, gdy przeszedł on na 500cc. Nawet sami Niemcy mówią, że jest nie do poznania. W sierpniu 2022 byliśmy na turnieju w Ludwigslust, gdzie Ernst przywiózł pięć zer, i to takich drastycznych, bez żadnej walki na dystansie. Rywale? Co najmniej kilku było w zasięgu Ernsta - Jonas Knudsen, Nicklas Aagard, Hynek Stichauer, Ernest Matiuszonoks. Niemiecki zawodnik był zdecydowanie najsłabszym uczestnikiem zawodów. Jeśli w karierze Ernsta nie nastąpi żaden nagły przełom, możemy się spodziewać że za moment i on sam dojdzie do wniosku, że to nie ma większego sensu. Żużel to kosztowny i niebezpieczny sport, więc uprawianie go na takim poziomie mija się z celem. Wygląda na to, że przed Benem rok absolutnie ostatniej szansy.