Andersen to dwukrotny drużynowy mistrz świata na żużlu. Tytuły z reprezentacją Danii zdobywał w latach swojej szczytowej formy, czyli w 2006 i 2008. Ma też trzy medale srebrne i trzy brązowe, wszystkie w drużynie. Zawsze był tej drużyny solidnym filarem, choć raczej nigdy nie pierwszoplanową postacią, bo załapał się na okres najlepszej formy Nickiego Pedersena, z którym zresztą nigdy specjalnie się nie lubił. Dla dobra wspólnego jednak panowie kilka razy w roku zapominali o niesnaskach i razem walczyli o medale. Po raz pierwszy na podium w cyklu Grand Prix stanął w 2004 roku. I od razu było to zwycięstwo w Goeteborgu na słynnym stadionie Ullevi. W tamtym roku jeszcze zajął trzecie miejsce w Krsko. W końcowej klasyfikacji nie powalczył jednak o podium, bo zaliczył zbyt dużo kiepskich występów na innych torach. Generalnie sinusoidalne wyniki były zawsze największą bolączką Andersena, zarówno w lidze, jak i w zawodach indywidualnych. Miał problemy ze stabilizacją. To był jego rok. Co on wtedy wyprawiał! W 2006 roku Hans Andersen mógł zdobyć medal w GP. Wszedł do cyklu z pozycji rezerwowego dopiero od piątej rundy i zaczął jeździć jak najęty. Wygrał dwa turnieje, raz był drugi i raz trzeci. Na jego nieszczęście, zawalił dwie ostatnie rundy. Tak czy inaczej o medal miałby trudno, bo jednak brak uczestnictwa w czterech rundach zbyt wiele mu zabrał. Tych strat nie dało się już pokryć. Ale można mieć przypuszczenie graniczące z pewnością, że gdyby jechał od początku, miałby wielką szansę na jakiś medal. Tak czy inaczej w tamtym czasie należał do absolutnego, światowego topu. Szóste miejsce zawodnika, który odjechał ledwie sześć turniejów dawało jednak nadzieję na to, że światu objawiła się kolejna gwiazda, a indywidualne sukcesy Hansa to kwestia czasu. W kolejnych dwóch sezonach kończył na piątym miejscu i wydawało się, że to już było pewne rozczarowanie. Andersen jakoś nie mógł "doszusować" do walczących o medale, czegoś zawsze mu brakowało. Stąd też wielkie nadzieje wiązał z sezonem 2009. Ten jednak okazał się dużo słabszy. Ledwie 10. pozycja w cyklu była porażką. Kolejne dwa lata nie były lepsze i Andersen wyleciał ze stawki GP. Uwielbiany przez kibiców, szanujący media Hans Andersen praktycznie nigdy po zawodach nie odmawiał kibicom zdjęć czy autografów. Po kiepskich występach nie chował się w busie przed dziennikarzami. Mało tego, potrafił wręcz śmiać się ze swoich słabości, co naprawdę budziło do niego wielką sympatię i szacunek. Ostatnie lata pokazały, że Hans powoli schodzi z żużlowej sceny, ale wielu liczyło że jeszcze rok czy dwa pojeździ. We wtorek jednak Andersen oficjalnie poinformował, że to koniec. Fani nie szczędzili mu podziękowań, na które bezwzględnie zasłużył. Na koniec warto przypomnieć, że przez całą niemal karierę Hans Andersen miał przydomek "Ugly Duck", czyli "Brzydkie Kaczątko". Miało to związek z wybitnie specyficzną techniką jazdy, uniesionymi bardzo wysoko łokciami. Zdecydowana większość żużlowców jeździ zupełnie inaczej. Nie przeszkadzało to jednak Andersenowi w osiągnięciu sukcesów. Pozostanie jednym z najlepszych Duńczyków w XXI wieku.