W sezonie 2020 podczas meczu ligi szwedzkiej doszło do fatalnego upadku z udziałem właśnie Petera Ljunga. Tak później opisywaliśmy to zdarzenie na Interii. - W jednym z biegów zahaczył o zawodnika przed nim i z impetem uderzył w bandę, a następnie w słup za nią stojący, który na szczęście był obity miękkim materiałem. Tak czy inaczej, wszystko wyglądało dramatycznie. Na meczu była rodzina Ljunga, która widziała wszystko na własne oczy. Szwed błyskawicznie wrócił po urazie i zapewniał, że sytuacja w żaden sposób nie wpłynęła na jego zdrowie psychiczne. Niestety wpłynęła i to bardzo. Mistrz świata w drużynie z reprezentacją Szwecji, były uczestnik cyklu Grand Prix i istny hegemon rozgrywek pierwszej ligi, stracił animusz i odwagę na torze. Być może pojawiła się blokada psychiczna, która nie dawała mu normalnie jeździć. Ljungiem przestano interesować się w polskich ligach, brano go jako ostateczność. Finalnie mało kto już o nim żużlowo pamięta. Kończy karierę, chce pomagać synowi? Peter Ljung w rozmowie ze szwedzkimi mediami powiedział, że mocno rozważa zakończenie kariery i jest tej decyzji naprawdę blisko. 42-letni zawodnik chce bardziej poświęcić się karierze syna, który niedawno pojawił się na torach. Ljung ewidentnie nie ma już w sobie tego zapału, który było u niego widać jeszcze 4-5 lat temu. Najpewniej dużo zmienił opisywany wcześniej wypadek w ojczyźnie. Tym samym wkrótce zapewne będzie można powiedzieć, że na torach żużlowych zostało tylko trzech uczestników finału DPŚ 2003, w którym to Ljung został po raz pierwszy mistrzem świata. Ta trójka to Nicki Pedersen, Jarosław Hampel i Scott Nicholls, przy czym ten ostatni traktuje już sport co najwyżej półhobbystycznie. Żaden z kadrowych kolegów Ljunga już nie jeździ (Mikael Max, Andreas Jonsson, Peter Karlsson, David Ruud).