"Złota rączka" już u niego nie pracuje. Szuka sposobu na Zmarzlika
Bartosz Zmarzlik wiedzę o żużlowych motocyklach i silnikach ma w małym paluszku. Tym bije na głowę konkurencję. Maciej Janowski o sprzęcie i regulacjach ma blade pojęcie. Został mistrzem świata juniorów, brązowym medalistą Grand Prix i mistrzem Polski, bo za rękę prowadził go mechanik Rafał Haj. To on ustawiał mu silniki i bardzo często trafiał. Ten układ się jednak wypalił. Janowski rozstał się z Hajem. Teraz chce się usamodzielnić i stać kopią Zmarzlika.
Lista sukcesów Macieja Janowskiego jest bardzo długa. Aż trudno uwierzyć, że osiągnął tak wiele, mając niewielkie w sumie pojęcie o żużlowym sprzęcie. To nie jest tak, że nie wiedział i nie wie nic, ale między nim i Bartoszem Zmarzlikiem jest przepaść.
Z pomocą Haja był najszybszy na świecie
Zmarzlik wygrywa nawet wtedy, gdy ma kiepski sprzęt. 5-krotny mistrz świata czuje silniki na tyle dobrze, że nawet ze słabego potrafi wycisnąć wystarczająco dużo mocy, by ograć rywali. Janowski, stając przed podobnym dylematem, w zasadzie bezradnie rozkłada ręce. Jest od silnika uzależniony w bardzo dużym stopniu. Jeśli nie ma prędkości, to nie ma też Janowskiego.
33-latek brak wiedzy tuszował dotąd zatrudniając mechanika Rafała Haja, który przez lata był menadżerem Grega Hancocka. Także dzięki temu Haj miał dostęp do wielu żużlowych nowinek. To za sprawą Haja Janowski jako jeden z pierwszych zaczął korzystać z bezdętkowych opon, a potem także bezdętkowych kół. Mając je, Maciej stał się najszybszym żużlowcem na świecie. Nawet Zmarzlik nie potrafił go dogonić.
Zjazd Janowskiego, a Zmarzlik wciąż na szczycie
Kiedy jednak Zmarzlik odrobił lekcję i przetestował te same opony i koła, to znów odjechał Janowskiemu. Jeszcze w 2022, kiedy Zmarzlik zdobywał trzecie złoto w Grand Prix, Janowski był w cyklu trzeci. Rok później już jednak z GP wypadł, a w tym sezonie nie potrafił do niego wrócić. Zmarzlik w tym czasie nie schodził z pierwszego stopnia podium.
Czasami Janowskiemu udaje się wygrać ze Zmarzlikiem, jak w ostatnim finale mistrzostw Polski w Lublinie, ale to zdarza się wyłącznie od święta. Zresztą wtedy w Lublinie było tak, że Janowski idealnie trafił z regulacją silników, a Zmarzlik nie był tamtego dnia przesadnie szybki. Potwierdziło się to, co mówią eksperci o jednostkach napędowych od Ryszarda Kowalskiego, z których korzystają obaj zawodnicy, że trafienie z nimi w punkt oznacza sukces.
Tak wygląda życie bez Haja
Janowski doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich niedoskonałości. Widzi przecież, że w lidze jeździ w kratkę, że jego średnia nie jest zbyt dobra, że daleko mu do zawodnika z TOP10.
Ten spadek jego notowań wiąże się oczywiście z rozstaniem z Hajem, bo nie ma już obok Macieja nikogo, kto prowadziłby go za rękę. Teraz to sam Janowski podejmuje decyzje. Stara się poznać lepiej sprzęt, na którym jeździ, stara się poczuć silniki, bo wie, że bez tego pewnego poziomu już nie przekroczy. Z Hajem doszedł do ściany i teraz musi dołożyć coś od siebie, by skoczyć wyżej.
Ta decyzja ucieszyła trenera kadry
Decyzja Janowskiego z pewnością ucieszyła trenera kadry Rafała Dobruckiego, który ceni żużlowych inżynierów, czyli zawodników, którzy nie tylko wsiadają na motocykl i jadą, ale i też potrafią powiedzieć coś więcej o silniku, z którego korzystają, potrafią poczuć i wykorzystać moc drzemiącą w sprzęcie.
Mówi się, że w żużlu o sukcesie w 60 procentach decyduje sprzęt, a tylko w 40 człowiek. Jazda Zmarzlika przeczy tej teorii. Nie brak głosów, że Bartosz nawet na "złomie" byłby w stanie wygrać Grand Prix. Janowski chce tak samo. W pewnym momencie, chcąc dorównać Zmarzlikowi, zaczął kopiować do pewnego stopnia jego styl jazdy, tę charakterystyczną dla Zmarzlika "gimnastykę" na motocyklu. Teraz chce dołożyć wiedzę, bo to jedyna droga, by znów stał się topowym żużlowcem.