Szymon Woźniak sprawił wielką niespodziankę i stanął na podium Grand Prix Challenge w Gislaved. To oczywiście oznaczało awans do cyklu IMŚ. Co ciekawe dokonał tego z bolesną kontuzją nogi. Będzie tego żałował? Polak dotychczas miał okazję startować tylko i wyłącznie jako jednodniowa dzika karta. Miało to miejsce trzykrotnie podczas rundy Grand Prix w Gorzowie Wielkopolskim. W żadnej szczególnie nie zaistniał i kończył zawody na pięciu startach. Teraz stanie przed ogromnym wyzwaniem. Swoją wartość będzie musiał udowadniać w każdym z jedenastu turniejów, gdzie czekać go będzie lekcja żużla na najwyższym poziomie. Analizując karierę Woźniaka można szczerze stwierdzić, iż z sezonu na sezon notuje progres. Słabe występy w cyklu mogą mu jednak namieszać w głowie, jak i w warsztacie. W przeszłości niejednokrotnie zawodnicy jego pokroju odbijali się od światowej czołówki. Później ciężko im było nawet wrócić do dobrej dyspozycji w polskiej lidze. Oni go najbardziej potrzebują Mocnego Woźniaka potrzebuje jednak ebut.pl Stal Gorzów. Działacze klubu zbudowali taki skład, który śmiało może myśleć o medalu w PGE Ekstralidze. Sęk w tym, że będzie im potrzebny Woźniak, który nie spuści z tonu względem poprzednich lat. Najświeższym przykładem jest chociażby Paweł Przedpełski, który po najlepszym sezonie w karierze zanotował ogromny zjazd. W przeszłości podobnie kończyli bracia Pawliccy, Tomasz Chrzanowski, czy chociażby Janusz Kołodziej. Ten ostatni jednak potrafił się pozbierać, a słabszy rok notował tylko i wyłącznie wtedy, kiedy rywalizował w cyklu. Wielokrotne porażki w zawodach rangi mistrzostw świata tworzą niepotrzebny mętlik w głowie zawodnika. Wspominał o tym na przykład Piotr Pawlicki w trakcie sezonu, kiedy poważnie zastanawiał się, czy nie zrezygnować z występów w Grand Prix, jeśliby do nich awansował.