Kamil Hynek, Interia.pl: W tygodniu obchodził pan urodzin. Czego życzył pan sobie zdmuchując świeczki z tortu? Daniel Bałut, przewodniczący Rady Nadzorczej Unii Tarnów: Za pośrednictwem social mediów dostałem mnóstwo fantastycznych życzeń od naszych wspaniałych fanów. Oprócz tych tradycyjnych o zdrowiu, szczęściu, czy wytrwałości w dążeniu do wytyczonych celów, jeśli chodzi o kwestie zawodowe wyróżniał się zwłaszcza jeden. Spełnieniem marzeń, podobnie jak i dla fanów Unii Tarnów będą dla mnie wysokie loty Jaskółek, a co za tym idzie szybki awans zespołu do eWinner 1. Ligi. Tarnowscy fani są wymagający. Obserwuję dużą wyrozumiałość z ich strony. Sezon 2022 jest rokiem odbudowy żużla w Tarnowie i chciałbym, żeby to głośno wybrzmiało. Sprzątamy stajnie Augiasza, robimy porządek na różnych polach i krok po kroku realizujemy nasz cel, którym jest stworzenie solidnych fundamentów pod wskrzeszenie solidnego ośrodka. Tylko, że to mozolna praca u podstaw, dlatego proszę o cierpliwość. Nie wszystko udaje się tak jak sobie założyliśmy, los rzucił nam trochę kłód po nogi, ale walczymy każdego dnia o to, żeby przyszłość speedwaya w naszym mieście rysowała się już tylko w kolorowych barwach. No to uprzejmości mamy już za sobą. 32, 33, 32, to nie są wygrane liczby z ostatniego losowania totolotka, ale suma punktów zdobytych przez tarnowski zespół w meczach z Lokomotivem Daugavpils, OK Bedmet Kolejarzem Opole i Metaliką Recycling Kolejrzem Rawicz. Zapewne czyta pan komentarze pod postami na oficjalnej witrynie klubowej. Żeby nie powiedzieć dosadniej, kibiców takie rezultaty nie satysfakcjonują. W liczbach wygląda to słabo. Jedziemy poniżej oczekiwań i to jest fakt. Klęska w spotkaniu domowym przeciwko ekipie z Opola zabolała mnie kosmicznie. Żal było na nas patrzeć i absolutnie nie dziwię kibicom, z których wylewała się frustracja i rozczarowanie. O ile w meczu wyjazdowym w Rawiczu zobaczyłem zalążek zaangażowania, gryzienia toru, o tyle brak mijanek i notorycznie przegrywane starty u siebie są nie do przyjęcia. Posypać głowę popiołem można raz, ale potem trzeba wziąć się garść, zakasać rękawy i do roboty. I właśnie to ode mnie zawodnicy niedawno usłyszeli. Czyli po wątpliwej urody widowiskach doszło do męskich rozmów z zawodnikami? Nie oczekuję, że w delegacjach będziemy wygrywać, chociaż jest to w naszym zasięgu, ale chce widzieć zespół zostawiający na torze serce. Nie możemy jednak udawać, że nic się nie stało. Czasami taka terapia szokowa daje pozytywne skutki. Żużlowcy sami sobie szkodzą miernymi wynikami. Kasa leży przecież na torze. No właśnie, a o finanse nie muszą się martwić. Pieniądze wypłacane na bieżąco powinny być wystarczającą motywacją. Pod kątem rozliczeń dawno nie było tak dobrze w Tarnowie i pod tym względem może nam zazdrościć większość klubów w Polsce. Struktura finansowa, wypłata należności zawodnikom jest na barkach Grupy Azoty. Nasz Główny Partner opłaca faktury zawodników zaraz po ich wystawieniu. Zawodnicy nie zdążą dojechać do domów, a pieniążki już są księgowane na ich kontach. Oni naprawdę mają u nas jak u pana Boga za piecem. Problem tkwi gdzie indziej. To znaczy? Niektórzy zawodnicy tłumaczą się, że nie trafili z silnikami. Okej, przyjmuję to, jednak swoje przemyślenia mam. Wątpliwości budzi przygotowanie do sezonu paru zawodników? Niczego nie sugeruję, ale liczę na to, że zobaczymy wkrótce szybką poprawę i odmianę z ich strony. Pójdę w konkrety. Największe zarzuty padają pod adresem Troya Batchelora. Australijczyk wygląda jakby ktoś mu kazał w Tarnowie jeździć za karę. Odbębnia pańszczyznę, a kibice piszą wprost, że były stały uczestnik cyklu Grand Prix olewa swoje obowiązki. Po to też go kontraktowaliśmy. Troy przyszedł do Tarnowa ze statusem lidera. Zakładaliśmy, że poniżej dwucyfrówki nie będzie schodził, a jedynie pytanie jakie się rodziło, to ile punktów w górę będzie wykręcał. Według informacji jakie otrzymałem od samego Batchelora i jego mechaników, podobno przestrzelili ze sprzętem. To dość modna wymówka wśród żużlowców. Troy obiecał mocne postanowienie poprawy. Podjął już podobno odpowiednie decyzje. Zakupił kilka nowych jednostek, które będzie wkrótce testował na naszym torze. To czy dostanie kolejne szanse zależy jednak od naszego sztabu szkoleniowego. Ja mogę z nim pogadać i postawić go do pionu, ale mam zasadę, że nie wchodzę w kompetencje trenerów. Kiedy wziął pan drużynę na pogadankę? Dyskutowaliśmy przed spotkaniem w Rawiczu w zeszłą sobotę. Wraz z członkiem Zarządu naszego głównego partnera Grupą Azoty Panem Zbigniewem Paprockim, wybraliśmy się do Wielkopolski, żeby z bliska dopingować chłopaków. Kilku było chyba nawet tak naładowanych energią, że za bardzo pospinali, w paru sytuacjach zabrakło nam szczęścia i wyszło średnio. Teraz mamy rewanż i to będzie dla nas mecz prawdy. Nigdy nie wywierałem presji na drużynie, ale muszą ją w końcu poczuć, bo wydaje mi się, że niektórzy zostali mentalnie w 2. Lidze Żużlowej sprzed dwudziestu lat. 2. Liga Żużlowa to już nie są przelewki? To, co jest aktualnie, a to co było dawniej, to nieba i ziemia. Weszliśmy kilka półek wyżej i jak ktoś myśli, że ma do czynienia z liga podwórkową, to się grubo myli. Jest bardziej profesjonalnie, a poza tym proszę mi pokazać kiedy ten szczebel rozgrywkowy był tak silny. Tutaj występują zawodnicy, którzy jeszcze niedawno z powodzeniem ścigali się nawet w PGE Ekstralidze. Jeżdżą na podobnej klasy sprzęcie, a budżety klubów musiały wzrosnąć niejednokrotnie o połowę. Instytucja "gościa " z wyższych klas rozgrywkowych też robi sporo zamieszania. Jeśli mam być z panem szczery, to w tym przypadku gra toczy się o coś innego. Kibice kipią z wściekłości, bo nie są przyzwyczajeni do regularnych blamażów. Nie boi się pan, że zaufanie będzie na tyle nadszarpnięte, iż druga z rzędu przegrana z Kolejarzem Rawicz doprowadzi do pustek na stadionie. Że zostanie garstka największych zapaleńców? Z tą wściekłością nie przesadzałbym. To za duże słowo. Mamy solidną grupę sympatyków tego sportu, którzy są z drużyną, z Unią Tarnów na dobre i złe. Oni rozumieją sytuację w jakiej znalazł się klub, że wychodzimy z ostrego wirażu i zamiast go dołować, potrzebujemy silnego wsparcia. Naprawdę wypruwamy sobie żyły, żeby po latach zaniedbań i stagnacji przywrócić mu należne miejsce, ale to złożony proces. Oczywiście, jest nam po ludzku wstyd, gdy do Jaskółczego Gniazda wracają ludzie, którzy opuścili go z pięć lat temu, a wiem, że na Opolu było takich wielu i dostajemy baty. Wtedy rzeczywiście chciałem nakryć się uszami, albo zapaść pod ziemię. Bardziej chodzi mi o to, że jeszcze cztery lata do tyłu Unia była porządną marką w PGE Ekstralidze. Zgodzi się pan, że to stosunkowo nie tak odległa perspektywa. A teraz tarnowski zespół ociera się o dno w najniższej klasie rozgrywkowej i obrywa, z całym szacunkiem dla tych ekipy od Opola, czy Rawicza. Kibice w Tarnowie nie są przyzwyczajeni do klęsk z tymi zespołami. Klub z taką tradycją w pewien sposób pieścił lokalnych fanów sukcesami. Zastanawialiśmy się bardziej, z której pozycji Unia przystąpi do fazy play-off, w z tym prądem te dywagacje płynęły, a nie czy wygrzebiemy się z 2. LŻ. Na nasze nieszczęście trafiliśmy na taki okres, w którym trzeba się intensywnie napocić na każde zwycięstwo. Wierzę jednak, że prawdziwych przyjaciół, fanów poznaje się w biedzie. A my obecnie robimy bardzo wiele, żeby te relacje odzyskać. Jasne, my świecimy oczami za wyniki, bierzemy za nie odpowiedzialność, ale nie wsiądziemy na motocykl za zawodnika, który ma stworzone niemal cieplarniane warunki, a zawodzi na całej linii. Jaka jest szansa, że zobaczymy jeszcze w tym sezonie w barwach Unii Dawida Rempałę? Jest u was zakontraktowany na zasadach gościa, terminy meczów z jego pierwotnym klubem - Stlemet Falubazem jakoś szczególnie się nie pokrywają, a jednak próżno go szukać w waszym składzie. Gdzie jest pies pogrzebany? Falubaz nie kwapi się, żeby go puścić. Dawid jest w tej chwili zbyt cennym zawodnikiem dla Zielonej Góry, stąd trudności z jego dostępnością dla nas. Falubaz walczy o powrót do PGE Ekstraligi, mają pewne braki kadrowe wśród juniorów i to stawia nas w kiepskim położeniu. Proszę mi wierzyć, wykonuje przed każdym meczem mnóstwo telefonów do Zielonej Góry, ale na razie odbijam się od ściany. Inny z gości - Kajetan Kupiec złamał obojczyk na zawodach przeciwko Stali - Budmax Polonii Piła. Włókniarz Częstochowa nie zraził się, żeby się nim z wami dzielić? Na razie martwimy się, żeby Kajtek jak najszybciej doszedł do pełni zdrowia. Powolutku jego stan ulega poprawie. Nasza współpraca na linii Włókniarz - Unia układa się książkowo, za co serdecznie dziękuje prezesowi Michałowi Świącikowi. A co do urazu Kajetana, przecież to mogło się wydarzyć na każdym torze, czy dowolnym treningu. Ustaliliśmy, że sportowo Unia jest pod kreską, ale czy przez tych kilka miesięcy, odkąd jest pan przewodniczącym Rady Nadzorczej udało się ogarnąć tematy organizacyjne i administracyjne? Bo rozumiem, że klub jest w trakcie szumnie zapowiadanej restrukturyzacji i w środku panuje już nowy ład? Posłużył się pan ostatnio popularnym zwrotem Specjalnie. Nowa Unia - nowy ład. Tak to powiązałem. Idziemy w menedżerski model zarządzania organizacją sportową. Mam tu na myśli całą sferę biznesową, wydatkowania itp. W tym kierunku lokuję swoje jak i moich wspólników doświadczenie. Żebyśmy się też dobrze zrozumieli, nigdy nie obiecywałem złotych gór i nie nazywałem się cudotwórcą. Chociaż, to co udało nam się już wykonać na niwie spółki trzeba rozpatrywać w kategoriach małego cudu. Gros osób twierdzi, że w porównaniu do jak wieszczono rychłego upadku klubu, dokonaliśmy niezłej sztuki. Jest coraz lepiej, prostujemy pewne rzeczy, wdrażamy plany naprawcze. Na pewno nie nudzimy się. Zatem z otwartą przyłbicą może pan uspokoić kibiców, żeby z optymizmem zerkali w przyszłość? Nie jestem samobójcą, aby brać się za misję, w której powodzenie nie wierzę. Mam taką naturę, że to co, sobie zaprogramuję, doprowadzam do końca. Wysokie i dość eksponowane miejsce na mojej liście zadań do wykonania zajmuje wizja atrakcyjnego składu, który będzie tworzony nie pod kątem play-off 2. LŻ, ale da nam realną szansę na awans wyżej. Taka jest strategia na przyszły sezon i taki kurs obierają nasze rozmowy z partnerami. No to wlał pan na pewno dużo nadziei w serca fanów Unii Tarnów tą otwartą deklaracją. Ten rok jeszcze przeboleją, ale obawiam się, że kolejny sezon degrengolady już nie przejdzie bez echa. To będzie dla nich za dużo. Zakręt był ostry, ale wychodzimy na prostą. Należy też sobie uzmysłowić, że my na papierze nie mamy przypadkowych zawodników. Liczyłem po cichu, że my tym składem, który ogłaszaliśmy w listopadzie napsujemy trochę krwi, a przy dobrych wiatrach ten awans nie będzie taką abstrakcją. Późniejsze wydarzenia, odsunięcie pewnej grupy zawodników zdemolowały wiele koncepcji, w tym naszą misterną konstrukcję. Formacja seniorska i młodzieżowa była fajnie obsadzona zawodnikami z wiadomych rejonów i to wszystko wylądowało w koszu. Naprędce połataliśmy dziury, ale co nagle, to po diable. Gwarantuję, że w następnym sezonie ten kłopot zniknie. Już porządnie zabiegam, żeby utrzymać naszego głównego partnera i mecenasa - Grupę Azoty, który jest naocznym świadkiem tego, że klubie "pachnie świeżością". Kiedyś żużel nie dużej konkurencji w mieście. Obecnie tuż za rogiem wyrosły wam dwie poważne dyscypliny, które mają swoich przedstawicieli w ekstraklasie. Piłkarze ręczni od paru sezonów z różnym skutkiem grają w PGNiG Superlidze, a niedawno siatkarki Roleski Grupy Azoty ANS Tarnów awansowały do kobiecej Tauron Ligi. Im więcej sportu w różnorodnym wydaniu tym lepiej i świetnie to świadczy o mieście i lokalnych sponsorach tych dyscyplin jak i kibicach. Lokalna społeczność ma szerokie spectrum zainteresowania i nie jest skazana na jedną konkretną dyscyplinę. Uważam, że taki wybór przynosi same korzyści. Żużel jest całkowicie inny niż szczypiorniak, czy siatkówka. Bardziej martwiłbym się, gdyby w Tarnowie pojawiło się zagrożenie innego motorsportu i na niego kibice przerzuciliby swoją sympatię. Sporty zespołowe rządzą się jednak innymi prawami. W tej chwili, przy ogólnych kosztach życia, ceny biletów na poziomie 20-40 złotych, gdzie koszty organizacyjne kilkukrotnie przewyższają wpływy z wejściówek, mogą wygenerować widownię zarówno na żużlu jak i np. siatkówce, pod warunkiem, że nie zachodzi kolizja terminów. Kiedyś to było normalne, że kibic odwiedzał jednego dnia kilka aren, sam też tak robiłem.