Brytyjczyk startował w indywidualnych mistrzostwach świata jako stały uczestnik w latach 2007-2012 i 2014-2016 i tylko raz w trakcie tych dziewięciu sezonów utrzymał się w cyklu dzięki wynikom w Grand Prix, w pozostałych przypadkach ratowały go "dzikie karty" i dobre występy w Grand Prix Challenge. Podatki, śmierć i... Harris Polskich kibiców ogromnie to denerwowało, bo w większości turniejów Brytyjczyk zdecydowanie odstawał od reszty stawki, a przez lata przypominał popularną zabawkę wańkę wstańkę, którą można popychać na wszystkie strony, a nigdy się nie przewróci i zawsze wróci do stanu pierwotnego. Zaczęto nawet żartować, że są trzy pewne rzeczy na świecie: podatki, śmierć i Chris Harris w Grand Prix. Oczywiście krzywdzące byłoby stwierdzenie, że Harris jest żużlowym nieudacznikiem. Już w swoim pierwszym pełnym sezonie w Grand Prix zachwycił wielotysięczną brytyjską publiczność, wygrywając turniej na stadionie Cardiff. W sumie zaś na podium w zawodach Grand Prix stawał aż 9 razy. Ma też na koncie brązowy medal drużynowego Pucharu Świata, wywalczony w 2006 roku z reprezentacją Wielkiej Brytanii. Na pewno jednak mógłby zrobić znacznie większą karierę, gdyby bardziej dbał o sportową sylwetkę. Jak Sancho Pansa W otoczeniu wysmukłych, wiecznie odchudzających rywali Harris, z pyzatą twarzą i ledwie objętym kevlarem, wyglądał i wygląda na motocyklu jak powieściowy Sancho Pansa (giermek Don Kichota) na osiołku. Nigdy się tym jednak nie przejmował specjalnie. - Mój ojciec też był podobnej budowy. Trochę mięsa wokół starych kości pomaga, żeby się miękko odbić i wyjść cało z opresji. Spójrzcie na tych super wysportowanych, wychudzonych żużlowców. Same kości! Co ma ich chronić? - pytał parę lat temu retorycznie, na łamach Speedway Star. Tace fruwały na autostradzie W polskich ligach startował nieprzerwanie od 2006 do 2017 roku, ale wielkiej kariery nigdy nie zrobił. W zasadzie na miarę oczekiwań działaczy odjechał tylko jeden sezon (średnia 2,529 pkt/bieg w 2007 roku w RKM Rybnik). Z reguły maksymalnie po dwóch latach zmuszany był do zmiany otoczenia. Klubowych prezesów wkurzało, że bardziej niż wynikami klubu, interesował się jedzeniem. Do legendy już przeszło zachowanie Harrisa i jego rodaka - Lewisa Bridgera, gdy w 2014 roku startowali w barwach ROW-u Rybnik. Obaj dali wówczas popis nie tylko obżarstwa, ale i skrajnej głupoty. Po fatalnym meczu w Rzeszowie (przegranym 28:62, w którym wspólnie zdobyli 3 punkty), przed odlotem z podkrakowskich Balic, kazali się zawieźć do McDonaldsa. Wzięli na wynos po 5 kanapek, a razem z jedzeniem zabrali też ze sobą do samochodu tace. Po skonsumowaniu kanapek, najzwyczajniej w świecie, ku przerażeniu wiozącego ich kierowcy, wyrzucili tace w trakcie jazdy na autostradzie. Na szczęście do żadnego wypadku nie doszło. Pomijając wszystkie wady i przywary brytyjskiego weterana, pewnie jest jedno. Polscy żużlowcy na pewno nie mogą go zlekceważyć. Harris zwłaszcza na brytyjskich torach jeździć potrafi i w środę kilku podopiecznych Rafała Dobruckiego może zobaczyć jego plecy.WIELKA BRYTANIA - POLSKA Środa (20 październik) Wielka Brytania: 1. Chris Harris, 2. Tom Brennan, 3. Daniel Bewley, 4. Adam Ellis, 5. Robert Lambert, 6. Jordan Pallin. Polska: 1. Dominik Kubera, 2. Tobiasz Musielak, 3. Maciej Janowski, 4. Jakub Miśkowiak, 5. Bartosz Zmarzlik, 6. Wiktor Lampart.