Krono-Plast Włókniarz Częstochowa wydał rok temu 15 milionów na zawodników, a drużyna omal nie spadła z PGE Ekstraligi. Pod Jasną Górą było wielkie rozczarowanie i próba rozliczenia się z zawodnikami, którzy zawiedli. Leon Madsen, Mikkel Michelsen i Maksym Drabik zostali wezwani do przedstawienia faktur wydatkowych, bo działacze Włókniarza chcieli wiedzieć, czy ich miliony poszły faktycznie na żużel. Skreślił mistrza świata. Oto przepis na złoto dla Biało-Czerwonych Włókniarz Częstochowa wprowadził nowe zasady płacenia. Zgodził się nawet Jason Doyle Ważniejsze od rozliczenia były jednak rozmowy kontraktowe na 2025. Bardzo trudne, bo prowadzone pod pręgierzem. Klub nie miał komfortu z powodu decyzji Madsena, który zdecydował się na przenosiny do Stelmet Falubazu Zielona Góra. Była lekka panika i Włókniarz szybko musiał domykać inne rozmowy, żeby nie zostać z pustymi rękami. Częstochowscy działacze chwalą się jednak tym, że udało im się zrobić coś, co sprawi, że w tym roku miliony nie pójdą na marne. Chodzi o pewne zapisy w umowach zawodników. Koniec z płaceniem w myśl zasady: "czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy". Większość seniorów zgodziła się na motywacyjne kontrakty. Zrobił to nawet Jason Doyle. Jason Doyle może zgarnąć nawet 13 tysięcy za punkt Zasada była taka, że każdy z żużlowców dostał wymarzone warunki, ale pod jednym warunkiem. Każdy z nich musiał się zgodzić na to, że wypłata pełnej puli będzie uzależniona od wyniku indywidualnego i drużyny. Chodzi o stawki za punkt. Taki Doyle może skasować za 1 punkt nawet i 13 tysięcy (we Włókniarzu upierają się, że maksymalna stawka Doyle’a nie wynosi 15 tysięcy, jak wcześniej donosiły media). Jeśli Doyle będzie jeździł tak, jak rok temu w Grudziądzu, gdzie zdobywał po 4 punkty w meczu, to 13 tysięcy za punkt w życiu nie zobaczy. Warunkiem wypłaty takich pieniędzy są albo dwucyfrowa zdobycz w spotkaniu, albo odpowiednia liczba punktów bonusów. Włókniarz chce premiować swoich zawodników za zespołową jazdę. Gaża gwiazdora może wynieść 4 miliony złotych W sytuacji, w której Doyle spełni wszystkie warunki, to może zgarnąć nawet i 4 miliony (przy 210 punktach). A 3,5 miliona złotych, to już będzie takie minimum. Łatwo oczywiście o to nie będzie, ale nietrudno zrozumieć, dlaczego Australijczyk się na to wszystko zgodził. Z drugiej strony dobrze to o nim świadczy, że zamiast łatwych, ale odrobinę mniejszych pieniędzy podjął wyzwanie. Włókniarzowi to machanie marchewką może się opłacić. Dotąd płacili wielkie miliony za nic. Teraz, jeśli wydadzą 15 milionów na zespół, to będzie znaczyło, że drużyna jest w czwórce i jedzie o medale. A jeśli tak będzie, to Włókniarz wiele na tym zyska. W 2024 klub policzył, że straty wynikające z braku awansu do play-off przekroczyły kwotę 3 milionów złotych.