Miliony? To tylko w PGE Ekstralidze. Jeszcze do niedawna takie przekonanie panowało. W 1. Lidze można było po prostu godnie żyć, oczywiście pod warunkiem osiągania minimum przyzwoitych rezultatów. Na najniższym poziomie zaś wyglądało to tak, że wielu zawodników poza sezonem szło do normalnej pracy, poza żużlem. Teraz jednak to już dawno przeszłość. Realia obecnego żużla są takie, że nawet na zapleczu PGE Ekstraligi jest naprawdę wielka kasa do podniesienia z toru. Dodajmy, że na tym poziomie od kilku lat pojawiają się już bardzo klasowi żużlowcy, których jeszcze niedawno nikt nie wyobrażał sobie poza PGE Ekstraligą. Rzecz jasna mają też oni określone wymagania finansowe, wyższe niż większość ligowców. Ich przejście do tej ligi wymusiła zmiana regulaminu, w myśl której w każdym zespole musi być żużlowiec do 24. roku życia. To spowodowało, że co najmniej ośmiu zawodników nie znalazło pracy w PGE Ekstralidze. Bydgoscy milionerzy. Ogromne parcie na awans Po tym jak z Abramczyk Polonii Bydgoszcz odszedł rewelacyjny Wiktor Przyjemski, prezes Jerzy Kanclerz ostro rzucił się w wir zakupów. Jego najważniejszym nabytkiem jest Krzysztof Buczkowski, który może naprawdę zgarnąć potężne pieniądze. Jeśli założymy, że w przyszłym sezonie przywiezie 200 punktów, to zgarnie fortunę. W Bydgoszczy dostał 650 tysięcy za podpis i 6500 za każdy zdobyty punkt. Świetny kontrakt będzie miał inny nowy nabytek, czyli Kai Huckenbeck. On wynegocjował 400 tysięcy za podpis i 4000 za punkt. Tym samym w Polonii za rok może być dwóch, którzy spokojnie łączną sumę pieniędzy zarobioną w klubie będą mieć dużo wyższą niż milion. Buczkowski przy udanym sezonie zbliży się do dwóch milionów. Ale on już w 2023 w Falubazie miał naprawdę dobrą umowę. Huckenbeck w Polonii zarobi kasę nieporównywalnie lepszą niż miał w Landshut. Niemcy to solidny, ale raczej dość słaby płatnik dla dobrych zawodników. Wielki mistrz poluje na wielką kasę Prawdopodobnie w rozgrywkach 1. Ligi zobaczymy też Nickiego Pedersena, trzykrotnego indywidualnego mistrza świata. Oczywiście ten zawodnik wciąż chciałby jeździć w PGE Ekstralidze, bo jego ego nie za bardzo pozwala mu stamtąd odejść. Jednak na tym poziomie zdecydowanie zbyt często już zawodzi, a prezesi mają dość jego fochów. Na zapleczu może być jednak wielką gwiazdą, a wiele wskazuje na to, że pojedzie w barwach beniaminka z Rzeszowa, który w sobotę awansował. Pedersen po klubach rozsyłał oferty, które niektórych prezesów pozrzucały z krzeseł. Duński mistrz chciał za podpis więcej niż dostał Buczkowski w Polonii, a za punkt oczekiwał 7-8 tysięcy. Jak na pierwszą ligę to zdecydowanie zbyt duże wymagania, nawet jeśli mówimy o tak wielkim nazwisku. Pedersen zmienia ligę na niższą, więc i oczekiwania musi zmniejszyć. Wydaje się, że trudno mu to jednak zrozumieć. Ale niezależnie od tego, ile ostatecznie wynegocjuje w nowym klubie, i tak zgarnie grubą kasę. Nieoficjalnie mówi się, że może liczyć na 600 tysięcy za podpis i 6000 za punkt. Wilki sypnęły kasą. To ma być szybki powrót Po spadku z PGE Ekstraligi, duże pieniądze na nowych zawodników wyłożyli też w Krośnie, gdzie będą jeździć między innymi Dimitri Berge czy Jonas Seifert-Salk. To nie są jacyś krezusi nawet na poziom pierwszoligowy, ale zwłaszcza tym pierwszym interesowało się pół ligi. Jedną nogą zresztą był już w Polonii, ale Wilki sprzątnęły go sprzed nosa. Berge ma szansę zarobić w Krośnie około 1,5 miliona, jeśli zaliczył dobry sezon. Dobry, czyli na minimum 160-170 punktów. A co z Seifert-Salkiem? On jak na to, że jest jednym z lepszych U24 w lidze, wcale nie miał jakichś wielkich wymagań. W Krośnie mocno o niego walczyli, ale skorzystali też na tym, że inne kluby nieco się wycofały, bo poszła w świat informacja o jego trudnościach w wyszkoleniu dobrych startów. A to rzecz absolutnie kluczowa w obecnym żużlu. Do tej dwójki Seifert-Salk i Berge, w Krośnie dołożyli Milika, Lewiszyna i Wojdyłę. To ma dać powrót do PGE Ekstraligi.