Sebastian Zwiewka, INTERIA: Dawno nie rozmawialiśmy, więc rozpocznę naszą rozmowę od pytania: co słychać, czy coś u pana się zmieniło?Zbigniew Fiałkowski, członek rady nadzorczej w GKM-ie Grudziądz, były wiceprzewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego: Standardowo działam w grudziądzkim klubie. Kwestie sportowe, wynik sportowy i raz jeszcze wynik sportowy. Wciąż jestem członkiem rady nadzorczej, a rada nadzorcza nadzoruje pracę zarządu. Właśnie w środę mieliśmy posiedzenie rady nadzorczej, rozmawialiśmy, dyskutowaliśmy oraz analizowaliśmy wszystkie problemy. Konkretny porządek działań i prac, tak jak zawsze już od 9 lat, czyli nic się nie zmieniło. Teraz mam więcej czasu dla siebie.Sportowo w GKM-ie jest chyba całkiem dobrze?- Ogólnie ten sezon jest dziwny. Gdyby kontuzji nie nabawił się Jason Doyle, to pewnie wszystko wyglądałoby inaczej. Na całe szczęście bardzo dobrze w drużynę wpisał się Michael Jepsen Jensen, który udźwignął ciężar odpowiedzialności za wynik sportowy. Jak to w sporcie, zawsze może być jeszcze lepiej. Na początku sezonu mogliśmy rozdać tylko złoty medal drużynie z Lublina ze względu na najsilniejszy skład, a pozostałe miejsca są wynikiem tego, co się dzieje na torze, i jak zawodnicy ze sobą współpracują. To kwestia dnia, toru i wszystkich innych rzeczy. Polski biznesmen wykłada kasę i pomaga. "Nie jest to biznes, tylko hobby"W dodatku żużel ma swoją specyfikę.- W sporcie, a zwłaszcza w żużlu, nigdy nie można mówić, co się stanie w danym meczu, bo zespołowi mogą przeszkodzić rożne rzeczy. Wiele zależy również od przygotowania sprzętu przez zawodników. Sport jest tematem bardzo złożonym, zresztą nie muszę panu tego mówić, bo pan dobrze zna się na sporcie, pracując tyle lat jako dziennikarz sportowy. Zbigniew Fiałkowski: Jestem osobą prywatną, nie muszę odpowiadać na takie pytania Zobaczymy pana jeszcze na stanowisku prezesa klubu? Obecnie GKM ma prezesa, ale jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się, że odbiera pan telefony z innych ośrodków.- Na szczęście jestem już teraz osobą prywatną i nie muszę odpowiadać na takie pytania, nie muszę też prostować wielu rzeczy. Telefonów mam dużo od różnych osób związanych z żużlem w różnych tematach. Ciągle sport żużlowy jest bliski mojemu sercu, obserwuję to, co się dzieje i czekam na to, co będzie się działo. A przypuszczam, że październik, listopad grudzień będą bardzo ciekawymi miesiącami, jeżeli chodzi o żużel w naszym kraju i wszystkie trzy ligi.Co powie pan o zmaganiach w Metalkas 2. Ekstralidze oraz Krajowej Lidze Żużlowej?- Widzimy, że na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej aż cztery drużyny mogą powalczyć o awans. Na trzecim szczeblu mamy dwie, które ewentualnie są zainteresowane jazdą w wyżej lidze, czyli zespoły z Gniezna i Tarnowa. W tej chwili nie wiemy, jak w przyszłym sezonie będzie wyglądała Krajowa Liga Żużlowa i czy mecze będą transmitowane w telewizji. Zapytam teraz pana o opinię na temat zagranicznego juniora. Tym obecnie żyje cała żużlowa Polska.- Generalnie jestem przeciw wprowadzeniu takiego zapisu. Ostatnio miałem dużo telefonów w tej sprawie, ale na razie wszystkim odpowiadam, że nie będę się wypowiadać, dopóki oficjalnie nie zostaną ogłoszone decyzje. Musimy poczekać do 6 sierpnia. Na razie możemy poczytać jedynie dziennikarskie opowieści, a nie wiemy, co tak naprawdę się wydarzy w kwestii zagranicznego juniora. Nie wiemy, czy ten przepis w ogóle zostanie wdrożony w życie, a jeśli tak, to nie znamy uwarunkowań. Nie chcę się wypowiadać na nieznany mi temat.Miałem już dużo telefonów od dziennikarzy, wiem, że chcą jeszcze raz do mnie zadzwonić w tej sprawie po 6 sierpnia. Poczekajmy na oficjalnie informacje, zobaczymy, co zaproponuje Ekstraliga Żużlowa i jak będzie to procedowane. Nie opieram się na dziennikarskich poglądach czy wiadomościach. Naprawdę jestem poważną osobą i w tej sytuacji musimy poczekać na to, co będzie wpisane w regulaminie. Żużel. Co dalej z Wybrzeżem Gdańsk i Orłem Łódź? Zbigniew Fiałkowski zabrał głos Sporo dzieje się w Metalkas 2. Ekstralidze, a najwięcej w klubach pana dobrych znajomych. Witold Skrzydlewski chce sprzedać Orła za złotówkę, a Tadeusz Zdunek wykupił udziały w Wybrzeżu i od 24 lipca jest jedynym udziałowcem.- Te dwie sprawy trzeba rozdzielić. Gdańsk to Gdańsk. Po pierwsze: zobaczymy, czy drużyna utrzyma się w lidze, czego oczywiście im życzę. Druga rzecz to kwestie właścicielskie. Ciekawe, jak będzie dalej wyglądała administracja i cała organizacja klubu. Z tego co pamiętam, to pan Zdunek ostatnio napisał, że dopiero będzie się za to zabierać. Wybrzeże to gorący temat - zarówno sportowo, jak i organizacyjnie. Znam Tadeusza i wiem, że na pewno dobrze sobie z tym wszystkim poradzi. Kibice mają ich dość. Oczekują błyskawicznych zmianTo poproszę teraz o komentarz dotyczący klubu z Łodzi.- Całkiem niedawno udzieliłem wywiadu i podtrzymuję to, co powiedziałem. Według mnie trochę dziwne jest ogłoszenie sprzedaży i termin 30 września. Uważam, że raczej do żadnej sprzedaży nie dojdzie i raczej pan Skrzydlewski wróci na białym koniu. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że pan Witold porzuca swoje "dziecko" na rok przed osiągnięciem dwudziestu lat. Trochę jest to dziwne i wy chyba też uważacie, że coś jest tu nie tak. Milioner porzuci swoje "dziecko"? Przepis na milionowe oszczędności Witold Skrzydlewski narzekał na większe wydatki. W tym roku ma zainwestować w Orła pięć milionów złotych.- Ale ja od 4-5 lat uważam, że tylko wprowadzenie KSM-u może spowodować, że zawodnicy będą mieli mniejsze żądania. Od razu chcę jednak zaznaczyć, że KSM nie jest lekiem na wszystko. To bardziej antybiotyk niż całkowite wyleczenie żużla w kwestiach finansowo-sportowych. Według moich wyliczeń, a mogę się mylić, bo nie jestem przecież żadnym analitykiem, wprowadzenie Kalkulowanej Średniej Meczowej może spowodować sytuację, że wszystkie kluby zaoszczędzą od 3 do 5 milionów złotych rocznie. Sporo.- Trzeba usiąść, wszystko dokładnie przeliczyć, sprawdzić, którzy zawodnicy zostaną, a kto będzie musiał zmienić klub, np. zejść z PGE Ekstraligi do Metalkas 2. Ekstraligi, czy też z Metalkas 2. Ekstraligi do Krajowej Ligi Żużlowej. To bardzo szeroki temat, natomiast jeśli jest to jedyne wyjście z tej sytuacji, to trzeba się tego podjąć. Jeśli nikt nie ma żadnego innego pomysłu na to, żeby stawki zawodników spadły, to należy się bardzo mocno zastanowić nad pomysłem wprowadzenia KSM. Moim zdaniem stawki spadłyby od 25-30 proc. przy KSM na przykład 37. I oczywiście wyrównałyby się drużyny sportowo. O ile się nie mylę, to KSM Grudziądza w tym sezonie wynosi 38, a Lublina 48. To sportowa przepaść. Pan Skrzydlewski wspominał też o krytyce, o tym, że zdaniem wielu ludzi łódzki klub jest źle zarządzany. Co pan na to?- W sporcie, będąc na świeczniku, trzeba mieć twardy tyłek. Niezależnie, czy jest się prezesem, przewodniczącym czy wiceprzewodniczącym. Ja przez 13 lat byłem prezesem klubu i też mnie krytykowano, później przez 9 lat byłem wiceprzewodniczącym Głównej Komisji Sportu Żużlowego i również mnie krytykowano. Jeżeli ta krytyka jest konstruktywna, to można się z nią zmierzyć i porozmawiać, a jeżeli ludzi piszą "nie, bo nie", wtedy nie ma co się nawet tym przejmować. Ja już od 10-15 lat nie sprawdzam Facebooków, Instagramów i wpisów kibiców na forach, bo to nie ma sensu. Mój numer telefonu zna pół Polski. Każdy, kto coś pisze, zawsze może do mnie zadzwonić, porozmawiać, powiedzieć, jak to widzi. Prawda jest taka, że zza szklanego ekranu każdy potrafi krytykować. Dokładnie pamiętam czasy pańskiej prezesury. Zaczynaliście wtedy od zera, szybko awansowaliście do I ligi, gdzie spędziliście wiele sezonów. Można powiedzieć, że gdyby nie odbudował pan grudziądzkiego żużla, to w tej chwili GKM-u nie byłoby w PGE Ekstralidze.- Grudziądzkie Towarzystwo Żużlowe otworzyliśmy 17 października 2002 roku, a w lidze startowaliśmy od sezonu 2003. Dziękuję za miłe słowo, że dołożyłem cegiełkę w tej budowie grudziądzkiego żużla. W 2003 roku, kiedy wygraliśmy wszystkie spotkania w II lidze, nasz budżet wyniósł 720 tysięcy. Uważam, że przez 9 lat jako wiceprzewodniczący GKSŻ również zrobiłem też coś dobrego dla polskiego żużla, chociaż kilka "wtop" też się zdarzyło. Sukces poprowadzi ich do katastrofy. To będzie twarde lądowanie