GKM już miał dość Pawlickiego Początkowo wydawało się, że były już kapitan ZOOleszcz GKM-u Grudziądz spróbuje raz jeszcze odbudować się w tym klubie i przedłuży kontrakt. Cierpliwość miejscowych działaczy jednak się skończyła. W ostatnich latach było tak, że w momencie podpisywania kontraktu zawodnik obiecywał, że znajdzie receptę na słabszą formę i wróci do dyspozycji sprzed lat. Kończyło się jednak na słowach, bo poprawy nie było, a obserwowaliśmy nawet regres. Mimo to strony i tak usiadły po sezonie do negocjacji. Te musiały zakończyć się niepowodzeniem po tym, jak GKM usłyszał żądania finansowe Pawlickiego. Wartość jego kontraktu miała przekraczać grubo ponad milion złotych. Działacze z Grudziądza dali żużlowcowi jasno do zrozumienia, że na tak duże pieniądze nie ma szans. Pewnie, gdyby Pawlicki zgodził się na większą obniżkę, to znów mógłby dostać szansę. Tyle tylko, że tym razem nikt nie zagwarantowałby mu pewnego miejsca w składzie. W takiej sytuacji stało się jasne, że zawodnik będzie szukał nowego klubu. Chwilę musiał poczekać, bo z PGE Ekstraligi jego usługami zainteresowany był tylko beniaminek. Choć Pawlicki miał kilka ciekawych ofert z eWinner 1. ligi, to wybór padł jednak na Krosno. Raz, że nie chciał żegnać się z elitą, do której wcale nie tak łatwo później wrócić, a dwa ciągle liczy, że odbuduje swoją formę i zarobi znacznie więcej kasy. Czy Wilkom opłaci sie transfer Pawlickiego? Tej ryzykownej inwestycji podjęły się Wilki, które w zasadzie nie miały innej opcji. To może być małżeństwo z rozsądku, które opłaci się obu stronom. Jeśli coś nie wyjdzie, to i klub i zawodnik pewnie będą musieli pożegnać się z PGE Ekstraligą w kolejnym sezonie. - Beniaminek nie ma wyjścia. Musi szukać na rynku zawodników, których obdarzy nadzieją. Przemek już od kilku lat nie przekonuje. Byłbym jednak daleki od zabierania mu szansy. Trafia w nowe środowisko, na nowy tory. Być może to wyzwoli w nim dodatkowe pokłady siły. Jeśli miałbym doszukiwać się plusów takiego ruchu, to przede wszystkim doświadczenie w PGE Ekstralidze. Teraz jednak ruch należy do niego, bo coś przez zimę musi wymyślić - komentuje dla nas Wojciech Dankiewicz, żużlowy ekspert. A co Pawlicki mógłby zmienić? Rezerw należy szukać przede wszystkim w jego teamie i sprzęcie. Żużlowiec od lat uchodzi za profesjonalistę w kwestii przygotowania fizycznego i diety. Tutaj nie można się do niczego przyczepić. W środowisku chodzą jednak głosy, że za dużo eksperymentuje z silnikami, a w jego teamie brakuje osoby, która mogłaby mu w tym aspekcie pomóc. W ostatnich latach Pawlicki żonglował silnikami, wiele testował, ale to nic nie dawało. - Kiedy jest idealnie spasowany z danym torem, to potrafi jeździć rewelacyjnie - zaznacza Dankiewicz. - Mam w pamięci kilka biegów na torze w Grudziądzu, gdzie jeździł przy samej bandzie w stylu Tomasza Golloba. Z tą jego prędkością jednak różnie bywa. Z reguły częściej jednak ma problemy. Obserwując go wydaje mi się, że kwestie sprzętowe nie są odpowiednio poukładane, a to wpływa na jego samego. Kiedy coś nie idzie, to forma zawodnika leci mocno w dół - kończy. Pawlicki będzie miał więc w zimie czas na poukładanie swojego teamu i kwestii sprzętowych. Nie może jednak liczyć na wsparcie od tunera Ryszarda Kowalskiego, u którego już od dłuższego czasu jest na czarnej liście, a który swego czasu przygotowywał mu jednostki napędowe. Czytaj także: Prezes zły na zawodników. Dali mu słowo, a teraz knują