Majątek Stanisława Bieńkowskiego jest szacowany na 2,317 miliarda złotych. Kiedy przed miesiącem przejął on większościowy pakiet w żużlowej spółce Falubaz, to w Zielonej Górze zapanowała euforia. Zresztą wkrótce pojawiły się informacje o sondowaniu wielkich gwiazd, na czele z wicemistrzem świata Fredrikiem Lindgrenem. Jednak Bieńkowski właśnie oddał 2 procent swoich udziałów i zostawił sobie 49-procentowy pakiet. Opozycja mówi o ucieczce przed odpowiedzialnością i o tym, że transferów nie będzie. Prezes Wojciech Domagała tonuje jednak nastroje. 18-krotni mistrzowie Polski na dnie, będzie rozbiór. Inni już patrzą na kogo zarzucić sieci Ten ruch Bieńkowskiego oznacza jedno - Ten ruch był od dawna zaplanowany - mówi nam Domagała. - Pan Bieńkowski chciał w ten sposób podziękować mi i pani Monice Zapotocznej za pracę i wynagrodzić za hejt, którego doświadczyliśmy w ostatnich latach. Hejt sprawił, że Domagała w pewnym momencie rzucił papierami. - To się odbija nie tylko na mnie, ale i na bliskich mi osobach - opowiadał Domagała w rozmowie z Interią, przed startem ligi wyjaśniając, dlaczego w pewnym momencie odszedł, a potem wrócił do klubu. - Moja decyzja o odejściu była pokłosiem dziwnych reakcji pewnych osób w stosunku do moich bliskich. Jak coś dotyczy mnie, ja to przyjmuję. Jednak, gdy ktoś zaczyna atakować moją rodzinę, to trzeba rezygnować. Ja mam co robić. Mam dwa inne zajęcia poza żużlem, z nich się utrzymuję, bo Falubaz to wyłącznie moja pasja i miłość. Dlatego w pewnym momencie odszedłem, a potem wróciłem, bo osoby, którym klub jest bliski, tego chciały. Opozycja grzmi: nie będzie grosza na transfery Wróćmy jednak do Bieńkowskiego i tego, co ten ruch oznacza dla klubu. Opozycja już grzmi, że teraz właściciel Stelmetu nie da grosza na transfery. Bieńkowski miał skalkulować sobie, że bycie większościowym udziałowcem, to zbyt wielka odpowiedzialność, dlatego okroił swój pakiet do 49 procent. Prezes Domagała zapewnia jednak, że przekazanie tych 2 procent ma wyłącznie wymiar symboliczny i niczego nie zmienia (on i Zapotoczna są w obozie Bieńkowskiego, więc to wygląda tak, jakby dalej miał on te 51 procent). Klub już rozpoczął rozmowy kontraktowe z zawodnikami, którzy obecnie startują w klubie. Transferów też nikt w Falubazie nie wyklucza. Jeśli sztab znajdzie jakiegoś żużlowca lepszego od tych, którzy są i przekona go do startów w Zielonej Górze, to zmiany będą. Bieńkowski już raz dał się przekonać Zasadniczo z Bieńkowskim jest tak, że jeśli ktoś przekona go do swojej wizji, to on nie powie "nie". Za czasów prezesury Adama Golińskiego sięgnął głębiej do kieszeni, żeby ściągnąć Martina Vaculika i Nickiego Pedersena. Teraz też może dołożyć do kontraktu gwiazdy jeśli prezes Domagała i dyrektor sportowy Piotr Protasiewicz przekonają go, że to ma sens, że to podniesie sportową wartość drużyny. Sytuacja transferowa Falubazu jest jednak o tyle kłopotliwa, że drużyna wciąż nie może być pewna utrzymania. Niby jest w lepszej sytuacji niż FOGO Unia Leszno, czy ZOOleszcz GKM Grudziądz, ale ostatnio przegrała ważny mecz zaległy z Krono-Plast Włókniarzem Częstochowa i skomplikowała sobie sytuację. Prawda wyszła na jaw, zostawi ich na lodzie. Nie mogą w to uwierzyć