Stanisław Bieńkowski wchodzi z pełnym impetem w żużel. Podczas gdy dyscyplina w ostatnich latach straciła kilku bogatych ludzi, większościowy udziałowiec Falubazu Zielona Góra postanowił nawiązać do najlepszych czasów tego klubu i zbudować imperium. W środowisku już nie brakuje głosów, że rzuci wyzwanie niepokonanemu od 3 lat Motorowi Lublin. Kim jest Stanisław Bieńkowski, współwłaściciel Falubazu Zielona Góra? Stanisław Bieńkowski to twórca i prezes firmy Stelmet, którą założył w 1985 roku. Cała Grupa specjalizuje się w wytwarzaniu wyrobów z drewna przeznaczonych jako wyposażenie domów. Mowa tutaj o międzynarodowym zasięgu działania, bo produkty tej marki trafiają na europejskie rynki - w tym m.in. do Niemiec, Francji, czy Wielkiej Brytanii. Spółka ma trzy potężne zakłady produkcyjne mieszczące się w Zielonej Górze, Grudziądzu oraz Zielonej Górze Jeleniów. Bieńkowski to człowiek, który nie tylko stworzył potęgę tej spółki, ale ciągle aktywnie działa na rzecz jej rozwoju. Jest prezesem zarządu i "mózgiem" kluczowych operacji. W 2024 roku notowany był na liście Forbesa w rankingu najbogatszych Polaków. Zajął 30. miejsce z dorobkiem 2,3 miliarda złotych. Miliarder to także większościowy udziałowiec żużlowego klubu z Zielonej Góry. Marzy mu się, aby nawiązać do najlepszych czasów i odbudować "magię Falubazu". Od osób powiązanych z klubem słyszymy, że biznesmen chce zaangażować się na poważnie i w krótkim czasie świętować sukcesy. Już umieścił na stanowisku prezesa swojego człowieka Adama Golińskiego, a sam zdaje się być coraz bardziej aktywny i swoją "twarzą" firmuje ruchy klubowe. Ostatnio hitem okazało się wspólne zdjęcie z juniorem Damianem Ratajczakiem, który został wypożyczony z Unii Leszno. Może sięgnąć po największe gwiazdy. W tym po samego Zmarzlika Falubaz po zeszłorocznej trudnej walce o utrzymanie ostro ruszył na transferowe łowy i wzmocnił skład. Przede wszystkim pozyskał Leona Madsena, gwiazdę PGE Ekstraligi. Doszedł do tego wcześniej wspominany Ratajczak, a dzięki temu drużyna wydaje się być niemal kompletna. Piszemy "niemal", bo na razie notowania Falubazu są mniej więcej na poziomie pierwszej czwórki. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby już teraz zielonogórzanie byli w stanie rzucić wyzwaniom gwiazdozbiorowi z Lublina. Tyle tylko, że szybko może się to zmienić. Bieńkowskiego stać na każdego zawodnika, jakiego zabraknie. W środowisku nie brakuje głosów, że chciałby zdetronizować Motor. A najlepiej zrobić to osłabiając swojego rywala. Już mówi się o potencjalnym transferze Fredrika Lindgrena. Żużlowi eksperci przekonują nas, że jeśli biznesmen tego zapragnie, to może nawet sięgnąć po samego Bartosza Zmarzlika. W przypadku takiej transakcji finanse nie byłby żadnym problemem, a mistrz świata mógłby liczyć na rekordowy kontrakt i przekroczenie kolejnych barier. Nie wiadomo jednak, czy sam zawodnik byłby zainteresowany takim rozwiązaniem, bo przecież pochodzi z Gorzowa, a dla Stali Falubaz to lokalny rywal. Taki ruch mógłby być bardzo źle odebrany. Z drugiej zaś strony inny miliarder Roman Karkosik potrafił przekonać do podobnego ruchu Tomasza Golloba. Ten nieco ponad 10 lat zasilał Apator Toruń, który jest lokalnym wrogiem dla jego macierzystej Polonii Bydgoszcz. Jedno jest pewne, że już wkrótce Falubaz powinien przeprowadzić następne po Leonie Madsenie spektakularne transfery. Prezes Goliński wypuścił w eter, że w robicie zainteresowań jest Dominik Kubera, ale ma to być tylko zasłona dymna. Zdaje się, że zielonogórzanie będą bardzo aktywni na giełdzie i nie można wykluczać głośnych ruchów z największymi gwiazdami ligi w tle w niedalekim czasie.