NovyHotel Falubaz, pod taką nazwą przystąpi do rozgrywek w sezonie 2024 żużlowa drużyna z Zielonej Góry. - Wierzymy, że zielonogórscy żużlowcy odniosą w tegorocznych rozgrywkach sukces na miarę swoich ambicji i potencjału - mówi właściciel marki NovyHotel i prezes firmy Stelmet Stanisław Bieńkowski. Już w ten weekend zacznie się kuszenie zawodników. Prezesi ruszają na łowy Jego majątek jest szacowany na ponad 2 miliardy To jeden z najbogatszych ludzi w Polsce. Według miesięcznika Forbes jego majątek to 2 miliardy 317 milionów złotych. To zapewnia mu miejsce pod koniec trzeciej dziesiątki. W żużlu nie ma drugiej tak bogatej osoby. Kiedyś był jeszcze Roman Karkosik w Unibaxie, ale to już przeszłość. Bieńkowski wspiera zielonogórski żużel w różnej formie od ponad dekady. 5 lat temu stał się większościowym udziałowcem Falubazu po tym, jak odkupił warte 800 tysięcy złotych akcje Zdzisława Tymczyszyna. Potem większościowy pakiet przejęło miasto, ale Bieńkowski wciąż jest bardzo mocnym graczem, na którego klub może liczyć w każdej chwili. Potrafił zapłacić 800 tysięcy za miejsce w nazwie Kiedy Stelmet był w nazwie Falubazu, to płacił za to nawet i 800 tysięcy złotych. W sumie w ciągu kilku lat firma Bieńkowskiego dała na klub kilka milionów. Teraz mówi się o kilkuset tysiącach w zamian za wejście do nazwy. Trudno jednak o dokładną kwotę. Wtajemniczeni przekonują nas, że Bieńkowski dał nie mniej niż pół miliona. W sytuacji, w jakiej znalazł się Falubaz po odejściu Enei to jednak dobre rozwiązanie. NovyHotel to zupełnie nowe miejsce na mapie Zielonej Góry. Żużlowcy Falubazu już zdążyli je poznać, a Przemysław Pawlicki, kapitan drużyny, mówi o komforcie i wygodzie. - Zdecydowanie polecam to miejsce - przekonuje. To on firmował zakupy za 3,5 miliona złotych Jakby nie było, to Falubaz na Bieńkowskiego może zawsze liczyć. To nie jest co prawda ta skala wsparcia, co w 2019 roku (wtedy klub chciał podbić ligę, więc za 3,5 miliona ściągnięto Nickiego Pedersena i Martina Vaculika), ale to wciąż są duże pieniądze i ważna pozycja w budżecie. Poza tym miliarder dosłownie w każdej chwili może wyłożyć środki, które zrobią różnicę. W biznesie pojawił się w połowie lat 80. Obecnie jest liderem na rynku galanterii ogrodowej. Biznes pomogli mu rozkręcić Niemcy, masowo przyjeżdżający do przygranicznych rejonów Polski po elementy wyposażenia przydomowych ogródków. Ktoś nawet napisał, że szef Grupy Stelmet sprzedawał słynne krasnale, ale to akurat nieprawda. Płotki, pergole, tak, ale nie krasnale. Warto zauważyć, że sprzedaż zagraniczna stanowi ponad 90 procent obrotu firmy. Z pracownikami żegnał się przy lampce koniaku Ma opinię cenionego pracodawcy, który dba o swoich ludzi. Krąży nawet taka historia, że dawniej, kiedy musiał się z kimś rozstać, to robił to przy lampce koniaku. Ludzie, którzy dostają pracę w Stelmecie czują się, jakby złapali Pana Boga za nogi. Firma najcięższy moment przeżywała w 2008 i 2009 roku. Doprowadził do tego kryzys i operacje przeprowadzone przez ówczesnego wiceprezesa, który w pięciu bankach pootwierał opcje walutowe na 130 milionów złotych. To spowodowało straty. W czerwcu 2009 firma miała już ponad pół miliarda długu. Bieńkowski uratował biznes przed plajtą, negocjując z siedmioma bankami równocześnie. Udało się. W ciągu 2 lat zredukował zadłużenie z 372 na 178 milionów.