Lista duńskich mistrzów świata jest naprawdę długa. Rozpoczyna się na Hansie Nielsenie (cztery złota), a kończy Janie O. Pedersenie (jedno złoto). Po drodze są jeszcze takie gwiazdy jak Nicki Pedersen, Ole Olsen i Erik Gundersen - wszyscy trzykrotnie byli najlepsi na globie. Kiedyś wydawało się, że Mikkel Bech ma wszystko, aby do nich dołączyć. Talentu nigdy nie można było mu odmówić, w wieku 16 lat zadebiutował z dziką kartą w Grand Prix. Miał wszystko oprócz głowy. Po prostu nie poradził sobie ze sławą, nie uniósł presji, nie udźwignął popularności. "Woda sodowa" i praca na budowie Mikkel Bech nie jest pierwszym i nie ostatnim sportowcem, który nie zrobił kariery na miarę oczekiwań. Niektórym na przeszkodzie stają problemy z prawem, alkoholem czy narkotykami. Inni są po prostu sympatyczni, kochani przez kibiców, jednak nie wiedzą, jak mają poradzić sobie z popularnością. Taki właśnie był/jest jeszcze obecny kapitan Zdunek Wybrzeża Gdańsk. Przysłowiowa "woda sodowa" zabrała mu kilka lat kariery, usunął się w cień, łączył jazdę na żużlu z pracą na budowach. Odbudował formę startując w Danii oraz Szwecji. W końcu otrzymał prawdziwą szansę od działaczy znad morza i zaistniał w Polsce. Nie na długo. - Moja kariera potoczyła się bardzo szybko, przez pierwsze lata wydarzyło się naprawdę sporo. W każdej karierze zdarza się jednak moment kiedy upadasz i musisz się podnieść. Ostatnio byłem w dołku, ale teraz znów czuję komfort i wiarę w to, że mogę zaatakować światową czołówkę. Za dużo wydarzyło się w zbyt krótkim odstępie czasu. Ja sam oczekiwałem po sobie bardzo wiele, a do tego dochodziła presja z zewnątrz, 24 godziny na dobę. To jest niezdrowe, zwłaszcza dla młodego sportowca. Te oczekiwania nie zostały spełnione i ostatnie kilka lat było dla mnie naprawdę trudnych - mówił w 2017 roku, cytowany przez portal trojmiasto.pl. Nie można zganić Duńczyka za to, że zajął się pracą. Pokazał tym, że jest pracowitym człowiekiem. Jest jednak jeden problem. Jeśli w sporcie chcesz osiągać sukcesy, to musisz w 100 procentach skoncentrować się na swojej karierze. W innym przypadku odpadasz i kontynuowanie kariery nie ma większego sensu. Bech traktował żużel jako frajdę i odskocznię od zwykłej pracy. Tak nie da się wskoczyć do światowej czołówki, a miał zadatki na gwiazdę. Pięknymi akcjami, naturalnością, skradł serca gdańskich fanów, którzy teraz nie wyobrażają sobie zespołu bez kapitana. A jednak muszą przyzwyczaić się do trudnej dla nich rzeczywistości. Ostatnio pracował przy produkcji trumien Pandemia koronawirusa wywołała panikę w środowisku. Zawodnicy nie byli w stanie pojąć, że sezon może w ogóle się nie odbyć. Inne zdanie miał Mikkel Bech pracujący przy produkcji trumien. On poradziłby sobie bez pieniędzy z żużla. Doskonale zdawał sobie sprawę, że sponsorzy będą woleli ratować swoje biznesy, a wspieranie dyscypliny zejdzie na dalszy plan. Budżety klubów były co prawda okrojone, jednak żużlowcy musieli pójść im na rękę. Nie dało się uniknąć przedsezonowych renegocjacji kontraktów, nie było innego wyjścia. Na szczęście udało się rozpocząć - i co ważne - dokończyć rozgrywki. Duńczyk otrzymał zaledwie dwie szanse od trenera Mirosława Berlińskiego i się nie sprawdził. Jego wyniki poszybowały w dół, pod względem sportowym zaczął odstawać od kolegów, nie inwestował w sprzęt, nie zbudował teamu i jeździł na mecze z ojcem. Ogłaszając koniec kariery wyraźnie podkreślił, że decyzję podjął już w listopadzie ubiegłego roku. Jeśli to prawda, to raczej nie przygotował się do sezonu 2020 w sposób profesjonalny. Musiał mieć z tyłu głowy, że niebawem powie "pas". Treningi go zweryfikowały, nie podołał rywalizacji o miejsce w składzie. Żużel go zmęczył, szuka nowej pracy - Zdecydowałem się na zakończenie kariery żużlowej. Zrobiłem to, gdyż nie mogłem znaleźć w tym pasji i motywacji. To była dla mnie ekstremalnie trudna decyzja. To były 23 lata mojego życia i chcę podziękować wszystkim, których spotkałem na mojej ścieżce podczas kariery żużlowej. Przede wszystkim dziękuję sponsorowi, Glumso Slagtehus, który był ze mną przez 23 lata. Teraz muszę się odnaleźć poza torem - oznajmił niedawno w swoich mediach społecznościowych. Żużel go zmęczył, skończył karierę w wieku 26 lat, po raz kolejny znika z czarnego sportu. Czy tym razem na zawsze? Nikt raczej nie zna odpowiedzi na takie pytanie. Być może Mikkel Bech za kilka lat odzyska chęć jazdy i wróci do speedwaya. Na razie jednak skupia się na normalnym życiu. Na Facebooku napisał, że poszukuje nowej pracy zarobkowej. Gdańscy kibice nie mogą się pogodzić z faktem, że nie zobaczą już swojego idola. Jedno jest jednak pewne - były już żużlowiec sobie poradzi. Wielokrotnie pokazał hart ducha, w dodatku wie, że pieniądze nie leżą na ulicy i trzeba na nie ciężko zapracować. Taka postawa jest godna pochwały. Zapewne nie tylko nadmorscy kibice będą go wspierać. Rozpoczyna nowy rozdział w życiu i po prostu wypada trzymać za niego kciuki. Tak po ludzku.