- Spędzasz drugi sezon w Ostrowie. Czy chciałbyś zostać tutaj na dłużej? - Jestem otwarty na wszelkie propozycje. Nie chcę składać żadnych deklaracji, że zostanę w Ostrowie, ale, jak na razie, jestem szczęśliwy, że mogę tutaj startować. Nie mam z niczym problemów. Teraz, podobnie jak wszyscy w klubie, chcę osiągnąć z drużyną dobry wynik. Widać, że w Ostrowie lubią żużel, a to wspaniała okoliczność dla mnie i każdego zawodnika, który tutaj startuje. - W Polsce startujesz w jednym zespole z Peterem Karlssonem. Czy występy w jednej drużynie z bratem mają dla ciebie jakieś znaczenie? - Lubię jeździć z moim bratem w tej samej drużynie, ponieważ mam okazję, żeby się z nim widywać. Jeśli nie jeździmy razem, to jest to praktycznie niemożliwe. - W opinii wielu osób macie odmienne charaktery. Czym różnicie się od siebie? - Największa różnica polega na tym, że mój brat wmawia wszystkim, że jesteśmy inni. Nie oszukuję ludzi, mówiąc im, że jesteśmy różnymi osobami. Tak naprawdę jesteśmy tacy sami (śmiech). - Peter rozpoczął karierę wcześniej od ciebie. Czy postanowiłeś zostać żużlowcem za jego namową? - Moja kariera rozpoczęła się bardziej za sprawą ojca. Niemniej jednak fakt, że mój starszy brat rozpoczął przygodę ze sportem żużlowym był dla mnie ważny, ponieważ ja także chciałem tego spróbować. - Kibice w Polsce twierdzą, że jesteś osobą, która rzadko się uśmiecha. Czy to prawda? - Nie sądzę, że to prawda. Ludzie, którzy mówią, że się nie uśmiecham mnie nie znają. Zgadzam się, że czasami wyglądam na poważną osobę. Zawsze, kiedy jest okazja do uśmiechu, to ją wykorzystuję. Często zdarza się, że nie jestem zadowolony i to widać na mojej twarzy. Bez wątpienia pod tym względem różnię się bardzo od mojego brata. Pikej (Peter Karlsson - dop. red.) może śmiać się nawet wtedy, kiedy nie jest zadowolony. - A czym dla ciebie jest szczęście w życiu? - Na to pytanie jest mi bardzo trudno odpowiedzieć. Muszę przyznać, że w trakcie sezonu czasami dochodzi do tego, iż człowiek angażuje się tak bardzo w żużel, że zapomina o całym świecie i wszystkim, co się wokół niego dzieje. Wtedy trzeba na moment przystopować i zastanowić się nad tym, co jest ważne w życiu. Wówczas znajdziesz wiele różnych odpowiedzi na to pytanie. Nic nie zmienia jednak faktu, że bardzo łatwo można zostać całkowicie pochłoniętym przez żużel. Czasami zdarza się, że siedzę w tym sporcie naprawdę głęboko. Momentami jest to pozytywne, ale czasami efekty są niekorzystne. - Żużel to praca czy coś, co kochasz? - Na pewno żużel jest czymś, co kocham. Wystarczy powiedzieć, że ścigałem się w czasach, kiedy nie było pieniędzy. Jestem już trochę starszym zawodnikiem i pamiętam, że kiedy zaczynałem jeździć w Szwecji, rozgrywki Elite League miały mały wydźwięk. Nie było w tej lidze wówczas pieniędzy i sporo brakowało jej do miana profesjonalnej. Później to wszystko się zmieniło. - Jak to możliwe, że potrafisz nadal kochać żużel po tak poważnej kontuzji, której nabawiłeś się podczas startów w Rzeszowie? - Żużel jest po prostu moim życiem. Kontuzje nigdy nie są czymś przyjemnym. Takie sytuacje są bardzo ciężkie, ale zawsze trzeba wrócić, zdać sobie sprawę, że kochasz ten sport i kontynuować jego uprawianie. Nie można wszystkiego rzucać z powodu jednego przykrego wydarzenia, które cię spotkało.