Łaguta w zasadzie jeździł tak, jakby wczoraj zakończył mistrzowski sezon 2021. Zresztą on sam stwierdził, że tak się czuł. Przerwy w jeździe absolutnie nie było widać. Miewał drobne problemy na trasie, ale pewnością i odwagą naprawdę zaimponował. Widać w nim potężny głód jazdy. Łaguta zdaje sobie sprawę z tego, że rok nie jeździł i może mieć w związku z tym pewne braki, ale zawody w Bydgoszczy pokazały mu, że absolutnie nie stracił topowej formy. Właściwie mógłby w tym roku pojechać w GP i spokojnie walczyć o medale. Zastanawiano się, jak Łagutę przyjmą fani w Bydgoszczy. Już gdy ogłaszano go jako uczestnika Kryterium Asów, komentarze były różne. Od zachwytów nad powrotem mistrza do ścigania, do obelg związanych z jego pochodzeniem oraz notorycznym zmienianiem postawy wobec wojny w Ukrainie. Przeciwnicy Łaguty też pojawili się wczoraj na stadionie Polonii i zdecydowanie było to słychać. Po jego wygranych biegach burzę braw przerywały krótsze, ale jednak dające się usłyszeć gwizdy. Sajfutdinow przyjęty jak swój. W lidze powinno być tak samo W sobotę zaś oficjalnie powrócił do ścigania Emil Sajfutdinow, który pojechał w turnieju Piotra Protasiewicza. Kibice bardzo dobrze na niego zareagowali, oklaskiwali go, zawodnik jeździł rundy honorowe po skończonych biegach. To samo zresztą było w piątek, podczas sparingu Apatora z Motorem Lublin. Przed kasami na 10 minut przed rozpoczęciem sparingu tworzyły się potężne kolejki. Wielu kibiców mówiło wprost, że przyszli w dwóch celach - zobaczyć po raz pierwszy w tym roku żużel i znów podziwiać Sajfutdinowa. Za niecałe dwa tygodnie start PGE Ekstraligi i patrząc na opisane wyżej sytuacje, można być raczej spokojnym o reakcje kibiców na Rosjan z polskim paszportem. Co prawda liga wyzwala zupełnie inne emocje, ale widać że jednak większość powrót Sajfutdinowa i Łaguty postrzega jako coś zdecydowanie pozytywnego. Kontrowersje mogą się pojawić np. w przypadku upadku zawodnika gospodarzy zawinionego przez któregoś z nich. Takie symulacje nie mają jednak większego sensu.