Kiedy w 2020 koronawirus zamknął ludzi w domach, to czy wystartuje liga żużlowa, stało się najmniejszym problemem. Finalnie, z pomocą ówczesnego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, udało się przeprowadzić całą akcję. Zawodnicy zgodzili się na obniżkę wynagrodzenia, kluby dostały pomoc z tarczy i sezon z opóźnieniem, ale jednak ruszył. Włókniarz szybko dogadał się z zawodnikami Większość cięła kontrakty mocny. W FOGO Unii Leszno doszło nawet do takiej sytuacji, że start Emila Sajfutdinowa i Piotra Pawlickiego stanął pod dużym znakiem zapytania. Gładko wszystko poszło natomiast we Włókniarzu Częstochowa. Dziś wiemy dlaczego. Włókniarz, w odróżnieniu od innych, zdecydował się na obniżki nieprzekraczające 15 procent. Klub był nawet za to chwalony przez Ekstraligę Żużlową za to, że podejmuje taki wysiłek, że nie chce stawiać zawodników w kłopotliwej sytuacji. - Pomidor - mówi prezes Włókniarza Michał Świącik, kiedy pytamy go o tamtą sytuację, ale zasięgnęliśmy też języka w innych miejscach i wyszło nam, że z 15-procentową obniżką płac Włókniarz był w PGE Ekstralidze ewenementem. Inni obcięci umowy o 30 i więcej procent. Mimo obniżek zarobili więcej niż w 2019 roku Dzięki pomocy z tarczy w wysokości 867 tysięcy złotych Włókniarz jako tako ogarnął temat wypłat dla żużlowców. I to pomimo tego, że ci zgarnęli z toru duże pieniądze. I żeby było śmieszniej, to zarobili więcej niż w 2019 roku. Jak to możliwe. Otóż po sezonie 2019 były tak znaczące podwyżki, że nawet to 15-procentowe cięcie nie zaszkodziło zawodnikom. W każdym razie Włókniarz szybko pożałował bardzo ulgowego potraktowania żużlowców. Po pierwsze, dlatego że zrobiony przez nich wynik był zwyczajnie słaby. Drużyna zawiodła na całej linii, skończyła sezon na 5. miejscu. I wtedy brak większych cięć ich zabolał Poza tym to właśnie w sezonie 2020 Włókniarz został ukarany gigantyczną karą za to, że nie przygotował toru na mecz ze Stalą Gorzów. Ekstraliga, która jednego dnia chwaliła klub za sensowne podejście do tematu, następnego wlepiła Włókniarzowi walkower i nałożyła grzywnę. Klub podsumowując to, a także koszty odwołania meczu, brak zysków z biletów, rekompensatę dla Stali i wycofanie sponsorów doliczył się straty na poziomie 1,5 miliona złotych. Żeby z tego dołka wyjść, działacze musieli się nieźle napocić. Ktoś skalkulował, że przy cięciach na poziomie 30 procent lub wyższym nie trzeba by było się tak męczyć. W sumie to cud, że Włókniarz wyszedł wtedy z opresji, bo łatwo nie było. W tym sezonie drużyna chce się pokazać z dobrej strony i powalczyć o medale.