Wielka dziura w transferowym murze Od kilku tygodni oglądamy drugi odcinek żużlowego serialu pt. transferowe sensacje XXI wieku. Pilotażowy rozpoczął się bowiem już w maju, kiedy prezesi robili pierwsze podchody pod zawodników. W tej chwili nawet w połowie klubów PGE Ekstraligi działacze nie mogą spać spokojnie. A to wszystko sprawka Cellfast Wilków Krosno, które postanowiły nieco zamącić na giełdzie i obdzwonić kilku rzekomo dogadanych żużlowców. Dlatego bardzo podoba mi się najnowszy pomysł Speedway Ekstraligi z prekontraktami. Odejdziemy w ten sposób od fikcji, zawierania umów w innym terminie niż mówi regulamin i rzeczywiście sformalizujemy porozumienia na "urzędowym piśmie", a nie kartce papieru. Klub i zawodnik schowają takie pismo do szafy pancernej i jest pozamiatane. A gdy ktoś będzie chciał się wymigać od wypracowanego porozumienia, kontrakt obwarowujemy wysokimi karami i sankcjami. Piękne w swojej prostocie. Wojtku, Ryszardzie - w tym miejscu oklaski z zachodniej Polski. Chwała szefom ligi, że szybko wyciągają wnioski. Dzięki ich natychmiastowej reakcji od nowego sezonu będzie na transferowej płaszczyźnie stabilniej, przejrzyściej i bezpieczniej dla klubów. Prezesi nie będą już przez pół roku obgryzać paznokci, czy zawodnik się nie rozmyśli. Pojawił się zdeterminowany beniaminek z zapleczem finansowym oraz sponsorskim i od razu na wielu konkurentów w PGE Ekstralidze padł blady strach. Prezes Wilków - Grzegorz Leśniak prawdopodobnie nie słuchał tego, o czym dyskutowaliśmy przez ostatnie trzy lata, że zespół, który wchodzi do elity jest z góry na straconej pozycji, bo za późno dowiaduje się o swoim losie. A jak już próbuje coś na nim ugrać, to najważniejsze karty są porozdawane. Cellfast Wilki zadały kłam tej teorii. Leśniak, ze współpracownikami, zrobił wyłom po swojemu. Formuła zabetonowanej giełdy nie miała tutaj zastosowania. Krośnianie wyjęli jedną cegłę z muru i konstrukcja zaczęła się sypać. Chłopcy z Podkarpacia odpalili młot udarowy, wywalili dziurę, weszli do środka i wysłali sygnał: halo, my tu będziemy siedzieć i nie wyrzucicie nas stąd. Z punktu widzenia zamieszania w tym transferowym kotle, takie zachowanie, bezceremonialne rozpychanie się łokciami budzi respekt, tym bardziej, bez uszczypliwości, za komercyjną kasę... Po przeciwnym biegunie znajduje się Fogo Unia Leszno, która po odejściu Jasona Doyle’a jest teraz najmocniej poszkodowana. Przykro się robi na serduchu, gdy ciężko pracujący ludzie, posiadający swoje prężnie działające firmy, przedsiębiorcy z krwi i kości są po prostu bez szans w zderzeniu z potentatami. I bardzo nad tym ubolewam, że ludzie nie mający sobie nic do zarzucenia zostali wystrychnięci na dudka. No, ale tak po prawdzie Krosno, podobnie jak Leszno, też nie jest wielką aglomeracją. Podał rękę w Zielonej Górze, odnalazł się w Toruniu Z bardzo podobną sytuacją mieliśmy do czynienia kilka lat temu na linii Zielona Góra - Toruń. Tam też w roli głównej wystąpił Jason Doyle. Część osób manipulując faktami, próbowała stworzyć obraz, że to ja namawiałem właściciela Apatora - Przemysława Termińskiego, aby wyciągnąć Australijczyka z Falubazu. A jedyną pobudką była ponoć chęć zrobienia na złość Robertowi Dowhanowi i Zdzisławowi Tymczyszynowi, czyli osobom, które wówczas pociągały za sznurki w zielonogórskim klubie. Każdy mierzy swoją miarą... Miałem się niby odegrać za to, że aby móc dalej bawić się w żużel, zmuszono mnie do wyemigrowania z Falubazu. Co jest oczywiście wierutną bzdurą, bo przychodząc do grodu Kopernika, otrzymałem informację, że Jason już w zasadzie tam jest. A nadmienię tylko, że na Motoarenę zawitałem na początku sierpnia i miałem kontrakt na jeden miesiąc, więc nie było nawet pewności, czy dalej będę pracował w Toruniu, co powodowało, że inne tematy na tamten czas średnio mnie interesowały. Jak mawiał psycholog Jacek - myśl horyzontem kolejnego meczu. W momencie zamknięcia sprawy utrzymania w PGE Ekstralidze, a jechaliśmy jeszcze baraże przedstawiono mi koncepcję składu na 2018 rok i czy jestem w ogóle chętny do kontynuowania tego projektu. W nim już Doyle był uwzględniony jako pewnik. Następnie zapytano mnie wprost, czy widzę się we współpracy z tym zawodnikiem. Proszę mi wierzyć, że byłem rozwojem wypadków bardzo zaskoczony. Pamiętam jak byłem obecny w studio Canal + na początku września, przy okazji finałów PGE Ekstraligi. Marcin Majewski zapytał mnie kogo zaproponowałbym do swojego zespołu pod kątem nowych rozgrywek, no i co z Doyle’m. Odpowiedziałem, że ten wątek jest nieaktualny, bo media w Zielonej Górze już ogłosiły podanie rąk Zdzisława z Jasonem. Za kilka tygodni Jason był już Toruniu, w co nie wierzyłem, aż nie zobaczyłem. I chcę, żeby to wyraźnie wybrzmiało, z powodu kalendarza i zasady, że we "własnym domu" pewnych rzeczy się nie robi, nie brałem świadomie udziału w tej grze transferowej, a zakulisowe przepychanki odbywały się poza mną. Wbrew stereotypom są wartości i granice, których się nie przekracza. A potem i tak dostajesz po głowie. To nie ludzie, to Wilki ...