Od dziecka był uważany za duży talent. Norbert Krakowiak zwrócił na siebie uwagę już jako nastolatek, świetnie jeżdżąc w zawodach młodzieżowych. Szybko trafił do ekstraligi. Prawdopodobnie zbyt szybko. W Toruniu odechciało mu się żużla. W 2016 roku Get Well jechał mecz w... Grudziądzu. Krakowiak przegrał z torem, presją, a także z samym sobą. Przewrócił się na prostej, tak zwyczajnie, o własne nogi, jak to się mówi. Chyba nikt wówczas nie wierzył, że cokolwiek z tego będzie. Nie chciał już jeździć - Norbert wtedy powiedział, że kończy. On nie miał ochoty dłużej jeździć. Żużel kojarzył mu się z bólem i cierpieniem. A tor w Grudziądzu? Nienawidził go. Doradziłem mu wówczas, że ma odpocząć, wyjechać gdzieś i na spokojnie się zastanowić - opowiadał Jacek Gajewski w magazynie PGE Ekstraligi. Po Krakowiaku było widać, że żużel go zmęczył. Niektórzy mówili, że ten sport u niego to bardziej realizacja marzeń ojca niż samego zawodnika. Żużlowiec postanowił trochę zwolnić. Odbudował się sportowo w Gnieźnie. Znów zaczął być skuteczny. Potem była Zielona Góra i już całkiem niezłe mecze w PGE Ekstralidze. A transfer do Grudziądza to strzał w dziesiątkę. Dowód na to, że warto wierzyć Do niedawna szablonowym przykładem tego, że życiowe sukcesy mogą przyjść w każdej chwili był Jason Doyle. Australijczyk jeszcze przed 30-stką niewiele w żużlu znaczył, a jako 32-latek był mistrzem świata. Krakowiak ma 23 lata i wszystko tak naprawdę przed nim. Imponuje spokojem i pewnością siebie na torze. Piątkowy występ był szokiem dla wielu osób, ale nie dla niego. Tylko on sam wie, jak ciężko na to pracował.