W czerwcu Paluch wreszcie mógł pojechać w PGE Ekstralidze. Oczywiście był sportowo gotowy do tego dużo wcześniej, co potwierdzały jego wyniki w zawodach młodzieżowych. Zgodnie z regulaminem mógł jednak pojechać w lidze dopiero po ukończeniu 16 lat. I ten debiut wyszedł mu świetnie. Wygrał swój pierwszy ligowy bieg. Potem przywiózł jeszcze dwójkę z bonusem. Co prawda działo się to w Ostrowie, ze słabym rywalem, ale tak czy inaczej było godne pochwalenia. Tym występem Paluch rozbudził spore nadzieje. Mówiono, że w Gorzowie mają drugiego Zmarzlika. Bartosz w tym wieku potrafił już mieć w lidze dwucyfrówki. Liczono, że choć jeden podobny mecz przytrafi się Paluchowi. On jednak po świetnym debiucie, nieco przygasł. W zasadzie dobry miał tylko jeden mecz. U siebie z Apatorem zdobył sześć punktów, a miał jeszcze jedno wykluczenie. Dwa biegi wygrał. Paluch potrzebuje jeszcze czasu Gołym okiem widać, że utalentowany zawodnik nie jest jeszcze pewniakiem nawet na wyścigi młodzieżowe, choć wielu tego od niego oczekuje. W zasadzie nie ma co się dziwić, bo po pierwsze mówimy o mistrzu świata w kategorii 250 cc, a po drugie żużlowcy mniej więcej w jego wieku potrafią już notować świetne i przede wszystkim regularne wyniki. Paluch taki regularny jeszcze nie jest. Wygrywa, a za chwilę jest daleko z tyłu. Oczywiście od 16-latka trudno oczekiwać systematyczności, ale niejako sam wymusił takie postawy, swoimi wynikami. Stal czekała na niego jak na zbawienie, bo od lat ma problem z juniorami. W rozwoju cofa się Mateusz Bartkowiak, a występy takich zawodników jak Oliwier Ralcewicz, Kamil Pytlewski czy Jakub Stojanowski lepiej przemilczeć. Paluch miał być gwiazdką PGE Ekstraligi, ale na razie nią nie jest. Być może na jego korzyść zagra to, że za rok pojedzie pełny ligowy sezon, a nie taki w którym dołącza w trakcie rozgrywek. Czytaj także:Mistrz pożegnał się w wielkim stylu. To koniec pewnej epoki