Prezes Piotr Rusiecki od kilku lat sprowadza australijskie talenty do Leszna. Pomaga mu w tym legenda leszczyńskiego klubu Leigh Adams. Wicemistrz świata szczególnie polecał Jaimona Lidseya, który jest przyjacielem jego syna. To była perełka. Mówiono o nim, jak o nadziei australijskiego żużla. Był ich nadzieją. Nie podołał presji Swój pierwszy kontrakt w Polsce podpisał właśnie z Fogo Unią. Mieszkał u prezesa klubu i miał wszystko, czego mógł sobie zażyczyć. Takiego pola do rozwoju mogli mu tylko pozazdrościć. W 2020 roku na dobre otrzymał miejsce w pierwszym składzie. Wygryzł tym samym swojego przyjaciela Brady'ego Kurtza. Jego pierwszy sezon był uznawany za dobry. W gruncie rzeczy dopiero poznawał ekstraligowe tory i nawierzchnie. W kolejnych już latach oczekiwania gwałtowanie wzrosły. Lidsey temu nie podołał. Nigdy nie wyszedł przed szereg. Był wieczną drugą linią. Tak naprawdę Unia korzystała z jego usług, aż do przekroczenia przez niego wieku 24 lat. Wszystko spowodowane było przepisem posiadania przynajmniej jednego zawodnika w składzie do lat 24. Chciał poczuć świeżość. To będzie strzał w dziesiątkę? W tym roku skończy 25 lat, więc nie uchroni go już żaden przepis. Zmienił barwy klubowe na te z Grudziądza, a tu oczekiwania wobec niego będą tak samo wysokie. Samemu zainteresowanemu powinno zależeć na rozwoju i żeby utrzymać ten swój byt ekstraligowy. Kiedyś mówiono, że będzie przyszłym mistrzem świata. Teraz nie wiadomo, czy za dwa lata nie wypadnie z elity.