Niemcy od lat nie mają zawodnika, który byłby w stanie realnie włączyć się do walki o największe trofea, w tym oczywiście mistrzostwo świata. W 2014 roku wyskoczył nagle Martin Smolinski, który niespodziewanie, a wręcz sensacyjnie wygrał turniej Grand Prix w Auckland, ale po pierwsze był to typowy wyskok, a po drugie zawodnik miał już wtedy 30 lat. Późniejsze starty Smolinskiego pokazały, że to nie jest materiał na walkę o złoto w GP. Spore nadzieje wiązano też z Kaiem Huckenbeckiem, ale on nigdy na dobre nie dołączył do światowej czołówki, i choć nawet w tym sezonie startuje w cyklu Grand Prix, to stać go jedynie na pojedyncze lepsze biegi. Największą nadzieją Niemców ostatnich lat był zdecydowanie Norick Bloedorn, który pojawił się na torach w 2019 roku, wówczas jako 15-latek. Widać w nim było potężne możliwości. Gdzie jest ten chłopak sprzed lat? Mamy rok 2024 i wielu typowało, że Bloedorn będzie teraz jednym z najlepszych zawodników młodego pokolenia na świecie. Zawodnik jednak mocno wyhamował, a osoby z jego klubów wprost mówią o przyczynach. - Jak ma się rozwijać, skoro tak na dobrą sprawę nie ma w ogóle profesjonalnego teamu? - słyszymy. Inni dodają bez ogródek, że mechanikami Noricka są emeryci, którzy coś tam potrafią przy sprzęcie, ale nie za wiele. A efekty są takie, jakie wszyscy widzą. Jeszcze do niedawna podobne podejście do tematu miał Francuz, Dimitri Berge. Jemu też w teamie wystarczył "pan Józek" ze śrubokrętem. Szybko jednak zrozumiał, że nie tędy droga. Od tamtego momentu wyniki Berge mocno poszły do góry. Znakomity miał zwłaszcza zeszły sezon, głośno apelowano o dziką kartę na 2024. Ostatecznie Berge jej nie dostał, ale nie jest powiedziane, że tak czy inaczej wkrótce do cyklu nie trafi.