Mikkel Michelsen zachwycał w sobotni wieczór kibiców. Duńczyk jak burza przeszedł przez rundę zasadniczą, pewnie meldując się w półfinale, w którym nie dał szans rywalom i startując z czwartego pola pewnie zwyciężył. W pokonanym polu pozostawił m.in. późniejszego zwycięzcę rundy, Fredrika Lindrena. Żużel. Mikkel Michelsen zapamięta tę noc na długo. Gorzów był dla niego przeklęty Duńczyk nie ukrywa, że stadion im. Edwarda Janczarza nie jest jego ulubionym miejscem do ścigania, choć już w kwietniu podczas meczu ligowego pokazał się w Gorzowie z dobrej strony. - Faktycznie zaliczam solidną część sezonu. Sobotnia noc była bardzo dobra. Czułem się dobrze na motocyklu od samego początku zawodów, choć w trakcie napotkałem pewne problemy sprzętowe. Później ponownie coś znaleźliśmy. W finale podjąłem złe decyzje i nie udało się wygrać, ale zawsze dobrze zakończyć zawody na podium. Z tych zawodów czerpałem ogromną radość, a to pozytywne, bo wielokrotnie podkreślałem, że Gorzów nie jest jednym z moich ulubionych miejsc. W sobotę to był jeden z nielicznych turniejów, w których na gorzowskim torze udało mi się dobrze zapunktować - podsumował sobotni występ Mikkel Michelsen. Żużel. Mikkel Michelsen popracował nad mentalnością W zeszłych sezonach regułą była doskonała jazda Michelsena w PGE Ekstralidze i fatalna postawa w Grand Prix. Teraz sytuacja się unormowała, a Duńczyk obecnie zajmuje trzecią lokatę w klasyfikacji generalnej cyklu. To zasługa m.in. mentalności. - Nie potrafię wskazać jednej rzeczy, która sprawiła, że akurat tej nocy w sobotę poszło mi dobrze. W tym sezonie w ogóle czuję, że jestem w innym miejscu. Mentalnie wszystko się zgadza, a cały ekwipunek, który posiadam spisuje się na medal. Kiedy to się złoży w całość i dołoży do tego fantastyczną pracę mojego teamu, notuję dobre wyniki. To sprawia także, że schodzi ze mnie presja. Po prostu czuję się dobrze mentalnie, przenoszę to na tor i to wszystko - skwitował Duńczyk.