Przed tymi zawodami Janusz Kołodziej miał punkt przewagi nad Leonem Madsenem. Było pewne, że to praktycznie żadna przewaga, bo jeden punkt można odrobić w jednym biegu, a poza tym Leon Madsen to fachowiec od świetnych końcówek. Wielokrotnie największe rzeczy wygrywał właśnie w ostatniej chwili, często po nie najlepszym początku. W Pardubicach świetnie rozpracował przede wszystkim wybór pola startowego na baraż. Madsen widział, że Kołodziej kiepsko startuje. Wybrał więc pole drugie, zamknął Polaka i praktycznie załatwił temat. Praktycznie, bo musiał jeszcze dowieźć punkty w finale. A konkretnie dwa. Zrobił to i kolejny raz został mistrzem Europy. A Polacy muszą poczekać jeszcze minimum rok. Odkąd powstały rozgrywki SEC, nie mieliśmy złota. I to mimo tego, że jesteśmy potęgą. Menedżer mówi, że to wielki sukces Dla Krzysztofa Cegielskiego drugie miejsce jego zawodnika nie jest powodem do zmartwień czy smutku. - To jest pierwszy, indywidualny medal Janusza poza Polską. Absolutnie nie można mówić o porażce. Szkoda, bo nie szło mu w piątek. Ale cóż, widocznie takie jest miejsce Janusza w światowym żużlu i miał po prostu do tego GP nie awansować - mówił nam po zawodach w Pardubicach. Dodajmy, że Cegielski wprost mówi także o tym, że kolejny raz wielką klasę pokazał Madsen. - To nie jest przypadek. Leon znowu w decydujących momentach nie zawiódł. Też mu w piątek szło różnie, nie wygrywał przecież wszystkiego. Ostatecznie jednak to on wygrał, bo w kluczowej chwili był lepszy. Janusz nie jest mistrzem świata w startach na twardym torze. I to go w Pardubicach niestety pogrążyło - kończy. Czytaj także: Gdy to zobaczyli, o mało nie spadli z krzeseł. Internet zapłonął