Jak to często w życiu bywa, Bosse Wirebrand żadnym wybitnym zawodnikiem nie był. Największe sukcesy odnosił w swojej ojczyźnie. Był srebrnym medalistą indywidualnych mistrzostw Szwecji, zdobywał trofea także w drużynie czy w parach. Siedem razy zawieszał sobie na szyi medal drużynowych mistrzostw kraju, dwa razy stając na najwyższym stopniu podium. Ma w swoim dorobku sporo złotych medali, ale wszystkie zdobywał wraz z kolegami, a jak wiemy wśród żużlowców ma to o wiele mniejszy prestiż niż indywidualnie. Na arenie międzynarodowej szło mu jeszcze gorzej. Co prawda był reprezentantem kraju, ale niczego specjalnego nie osiągnął. Jego udział przeważnie kończył się na rundach eliminacyjnych do indywidualnych czy drużynowych mistrzostw świata. Najbliżej awansu do większych zawodów był w 1981 roku, kiedy to zajął piąte miejsce w finale szwedzkim i dostał pozycję rezerwowego w finale skandynawskim. I to by było na tyle. To do niego dzwonili, gdy wypadek miał Jonsson Wirebrand w Szwecji jest legendą, choć nie za sprawą oszałamiających wyników sportowych. Chodzi o jego wkład w globalny rozwój szwedzkiego żużla. Wielokrotnie mógł darować sobie pewne działania, które zbyt dochodowe nie były. Mógł zmienić klub, porzucić Vetlandę. Nie zrobił tego jednak i zyskał wielki szacunek. Pisał nawet o tym w swoim felietonie na WP znany dziennikarz, Grzegorz Drozd. - Gdy lepsi koledzy zarabiali funty na brytyjskich torach on pozostawał wierny Vetlandzie. W czasach najgłębszego kryzysu szwedzkiego żużla angażował się w krajowy speedway. Jeszcze w trakcie kariery szkolił najmłodszy narybek z miniżużla. Per Jonsson, Jimmy Nilsen, Peter Nahlin, to jego podopieczni. Był blisko ich zwycięstw i tragedii. Gdy Per Jonsson uległ w Bydgoszczy poważnej kontuzji kręgosłupa, Bo był pierwszą osobą, do której zadzwoniono z Polski. Marzył o Zmarzliku Rzadko zdarza się, że menedżer zespołu jest bardziej rozpoznawalny niż jego zawodnicy. Oczywiście, w ostatnich latach klub z Vetlandy miał w składzie mnóstwo gwiazd, które nieco przyćmiły Wirebranda. Wcześniej jednak gdy ktoś myślał o klubie Elit Vetlanda, pierwsze skojarzenie było właśnie z legendarnym menedżerem. Wirebrand wyrobił sobie markę osoby, która dla Vetlandy znaczy tyle, ile Gollob dla Bydgoszczy czy Zmarzlik dla Gorzowa. A propos tego ostatniego, to jego właśnie dotyczyło największe marzenie, jakie Wirebrand miał jeszcze kilka lat temu. Bardzo chciał w składzie zawodnika, dla którego tytuł mistrza świata był tylko kwestią czasu. Marzenie udało się zrealizować, a Zmarzlik poprowadził klub do tytułów mistrzowskich. Być może to właśnie osoba Wirebranda zachęciła Polaka do podpisania umowy w Vetlandzie.