Dariusz Ostafiński, Interia: Czy martwi Pana sytuacja żużlowego klubu z Zielonej Góry? Złośliwi żartują, że nie ma nazwy, prezesa i trenera. Łukasz Mejza, poseł na Sejm RP, były wiceminister Sportu i Turystyki: Jeżeli chodzi o sytuację zielonogórskich żużlowców, to z optymizmem patrzę w przyszłość. Falubaz ma prawie wszystko, aby wrócić na należne sobie miejsce na żużlowej mapie Polski, czyli na fotel mistrza kraju. Ma najlepszych kibiców, skutecznych włodarzy, świetnych zawodników. Faktycznie, jest coś, czego w tej układance brakuje i ja wiem czego... ale o tym jutro! Złośliwi mają to do siebie, że zawsze będą marudzić. A jutro zamkniemy usta wszystkim maruderom! Nie ma też tytularnego sponsora, co w poprzednich latach było normą. Pan ostatnio w mediach społecznościowych pytał kibiców, czy "Duma Województwa Lubuskiego" potrzebuje strategicznego sponsora? Jaki był odzew? Co pan sam o tym myśli? Potrzebuje? - Pewnie, że potrzebuje! W końcu to Duma Lubuskiego, więc Falubaz powinien mieć potężnego, ogólnopolskiego sponsora, ale... jak powiedziałem wcześniej, poczekajmy do czwartku. Chciałem też zapytać o słynne wagony z kasą, o których pan mówił, że jadą do Lubuskiego? Czy dojadą i czy w tych wagonach jest coś dla żużlowego ZKŻ? Jeśli tak, to czy może pan zdradzić, co to jest? - Te wagony cały czas dojeżdżają na peron Lubuskie i mogę nieskromnie powiedzieć, że jestem rekordzistą wśród wszystkich lubuskich parlamentarzystów, jeżeli chodzi o ściąganie kasy na Lubuskie! Wystarczy oddać głos samorządowcom, takim jak Burmistrz Gubina, Bartłomiej Bartczak, z którym wspólnie wywalczyliśmy historyczne inwestycje, jak remont stadionu w Gubinie i strefę inwestycyjną dla Gubinian na łącznie prawie 50 milionów złotych! Można też opowiedzieć o historycznych inwestycjach, powstających dzięki mojej wspólnej walce z innymi samorządowcami, takich jak m.in. hala sportowa w Gronowie, na którą moja rodzinna gmina Dąbie czekała kilkadziesiąt lat, czy dziesiątki innych inwestycji, dzięki którym Lubuszanom po prostu będzie żyło się lepiej! Chce nam pan zaimponować? - Można mnie lubić, bądź nie, ale nawet najwięksi hejterzy przyznają, że jestem megaskuteczny w tym, co robię i choćbym miał przeciwnikom przegryźć tętnicę (oczywiście metaforycznie — śmiech), osiągnę to co, chcę dla Lubuskiego i jego mieszkańców! Jestem wojownikiem, a za Lubuskie i jego mieszkańców pójdę w każdy bój! Co do zielonogórskiego żużla, to myślę, że to nie będzie wagon, ale cały pociąg i ten pociąg właśnie wjeżdża na peron. Jestem profesjonalistą, więc jeszcze wstrzymam się ze szczegółami, ale to już nawet nie jest kwestia najbliższych dni, a godzin. Niektórzy mówią, że pan teraz tyle mówi o pomocy dla żużlowego klubu, żeby się wylansować na sporcie. Więc jak to jest - lans, czy jednak ma pan w zanadrzu asa w rękawie i pomoże pan klubowi? - Jakbym chciał się wylansować, to przyjąłbym jedną z wielu propozycji na sesję okładkową w ogólnopolskim plotkarskim magazynie (śmiech). Ja kocham żużel, kocham Falubaz i wykorzystuję to, że jestem bardzo szanowany w "Warszawce" i liczą się tam z moim zdaniem. Jak powiedziałem, że pomogę, to pomogę. I każdy, kto mnie zna, wie, że będzie to taka pomoc, że hejterzy pospadają z krzeseł! I to nosem prosto na szlakę! Mam nadzieję, że każdy, kto mnie teraz hejtuje, po meczu postawi piwo, podejdzie do mnie i powie: “Nie lubię cię, Mejza, ale jesteś skutecznym kocurem i za to szacun!". Pamiętam, kiedy zmieniała się struktura udziałów w klubie, gdy władzę zyskał Pan Stanisław Bieńkowski, to panowało przekonanie, że tylko na bazie miasta da się zbudować coś dobrego. Nie ma Pan takiego wrażenia, że ten układ jednak nie działa, że prywatny klub, abstrahując od właściciela, byłby jednak lepszym rozwiązaniem niż miejski klub? - Uważam, że obecni włodarze są bardzo skuteczni i bardzo ich cenię, zresztą, tak naprawdę, Falubaz od lat ma jednego i tego samego właściciela - są to kibice. I dla nich właśnie to robimy! To dla nich warto walczyć o każdy punkt na torze i każdą złotówkę poza torem! Wiele razy podkreślał pan, że kocha klub. Byłby pan gotów zostać jego prezesem? Czy też to pana nie interesuje, bądź też uważa pan to za złe rozwiązanie? - Zgodnie z obowiązującymi przepisami, gdybym był prezesem, jako poseł nie mógłbym tak skutecznie zabiegać o środki i pomagać Falubazowi w osiąganiu sukcesów. Poza tym bardzo cenię obecny zarząd i liczę na ponadpartyjną i całkowicie apolityczną współpracę, bo Falubaz jest naszym dobrem wspólnym i tu nie ma miejsca na politykę. Jeżeli ktoś tę współpracę krytykuje ze względów politycznych, to znaczy, że nie ma w sercu Falubazu, tylko ważniejsze są dla niego jego prywatne interesy. Falubaz ma łączyć i to ma być nasze miejsce wspólne! Jak pan myśli, a może ma pan wiedzę, czy żużlowy klub odzyska swoją nazwę. Czy jest szansa, żeby dogadać się z szefem firmy Falubaz, by dał prawo do korzystania z nazwy? Czy pan podjąłby się takiej mediacji? - Zawsze jestem gotowy do rozmów! Zawsze pomogę, bo tak jak powiedziałem, Falubaz jest naszym dobrem wspólnym i zrobię wszystko, żeby mu pomóc. Wierzę, że każda sprawa jest do wygrania, a jak pokazuje przykład ostatnich sukcesów, o których jutro opowiemy, o Falubaz warto się bić i zawsze będę się bił, choćbym miał zapłacić za to cenę polityczną i wielu osobom by się to nie spodobało, bo dla Falubazu warto. I ja to zrobię! I na koniec takie czysto sportowe pytanie o wynik. ZKŻ jest faworytem ekspertów do wygrania ligi. Co może mu przeszkodzić? A może nie ma takiej rzeczy? - Największą przeszkodą mogą być tylko i wyłącznie kontuzje. Jeżeli zawodnicy będą w formie, jestem przekonany, że za rok będziemy się zastanawiać, które miejsce na podium Ekstraligi zajmą zielonogórscy żużlowcy. Moim marzeniem jest zrobienie w Zielonej Górze drugiego Lublina i jestem przekonany, że to osiągniemy, a w jeszcze kolejnym sezonie ten Lublin prześcigniemy! O tym marzę ja i tysiące kibiców Falubazu! A marzenia warto spełniać i warto się o nie bić! Zobacz również: Młody talent wraca do domu. To mu pomoże?