Max Fricke doznał kontuzji w ostatniej rundzie Grand Prix. Nie dokończył jej, bo rozdarł skórę w lewej dłoni do kości. Uszkodził też nerwy. Nie dokończył zawodów, bo musiał jechać do szpitala, żeby zszyć ranę. Fricke ma duży problem z lewą dłonią Teraz wszystko zależy od tego, czy będzie mógł ruszać kontuzjowanym kciukiem. - To jest ręka sprzęgłowa - mówi nam Tomasz Gaszyński, menadżer żużlowca. - W tej chwili nie da się określić ruchomości kciuka, bo lewa dłoń została obandażowana po zabiegu. Gaszyński stwierdza, że lekarze dopiero pod koniec tygodnia zdecydują, czy jazda w meczu będzie możliwa. Ten lewy kciuk to niby drobiazg, zawodnicy jadą z gorszymi kontuzjami, ale nie można tego lekceważyć. Lewa dłoń w ogóle odgrywa ważną rolę, gdy idzie o trzymanie motocykla, o zachowanie jego sterowności. Lewy kciuk jest z kolei takim kluczem domykającym cały ten układ. Były menadżer Falubazu ma dla klubu dobrą radę Falubaz musi liczyć na cud, bo jeśli szanse na jazdę Fricke wynoszą 50 na 50, to już teraz trzeba przygotować się na wariant jazdy bez lidera. Bardzo ważne będzie to, jaki awizowany skład podadzą zielonogórzanie. Jacek Frątczak, były menadżer Falubazu mówi nam, że optymalny wariant, to zastępstwo zawodnika pod numerem 11 za Fricke i przeniesienie Rohana Tungate’a pod trzynastkę. - Można też zrobić zestaw bardziej uniwersalny i dać po numery jedenaście i trzynaście juniorów, a w ogóle nie wpisywać zz-tki i Tungate’a. Oczywiście pod te numery trzeba wpisać takich juniorów, co na pewno nie pojadą, bo regulamin pozwala na dokonanie dwóch zmian. Jeśli wydarzy się cud i Fricke pojedzie, to można go dać pod trzynastkę, a Tungate’a pod jedenastkę. Jeśli nie pojedzie, to wtedy wracamy do planu A - analizuje Frątczak. Falubaz w drugim meczu z Wilkami musi odrobić 10 punktów straty z pierwszego spotkania i wygrać minimum 50:40. Paradoks polega na tym, że brak zwycięstwa i awansu skończy się tym, że Fricke odejdzie z Zielonej Góry. Czytaj także: Apator kusi Drabika. To jest to brakujące ogniwo