Paweł Parys to obecnie trener młodzieży w Wawrowie (to ten ośrodek, który wychował żużlowo Bartosza Zmarzlika). Wcześniej jeździł na żużlu, ale jego przygoda nie trwała długo. Potem zajął się mechanikowaniem. Jak sam twierdzi w rozmowie z klubowymi mediami Stali Gorzów, z Zagarem znał się i lubił. To dlatego słoweński żużlowiec zaproponował mu współpracę. Jednak i ona nie trwała zbyt długo, bo Parys miał zupełnie inne priorytety w tamtym czasie. Jako że był wówczas w klasie maturalnej, miał mnóstwo związanych z nią obowiązków. A praca mechanika to nieustanne wyjazdy. Zagar na stałe stacjonował w Słowenii, do tego trzeba było też pojechać na GP do Nowej Zelandii. Dla ucznia klasy maturalnej było to nie do połączenia, choć sam Parys uważał że się da. Jak wspomniał w wywiadzie ze wspomnianymi mediami Stali Gorzów, musiał odejść od Zagara, ale było mu tego szkoda. Jeden szkoli młodych, drugi szuka pracy Jakże odmiennie wyglądają teraz losy obu panów. Paweł Parys realizuje się jako świetny trener młodzieży w Wawrowie. Mimo młodego wieku już udało mu się zbudować całkiem niezłą pozycję. Matej Zagar zaś po kilku słabszych sezonach nie może znaleźć stałego pracodawcy na rok 2024. Problemem są nie tylko coraz gorsze wyniki tego żużlowca, ale i jego absolutnie nieadekwatne wymagania finansowe, z których nie za bardzo chce "zjechać". Zapewne wiosną Zagar będzie polował na jakieś kluby, w których trafi się kontuzja ważnego zawodnika. A w żużlu to przecież niemal pewne. Wówczas któryś z prezesów będzie w desperacji i może da Zagarowi to, czego żużlowiec oczekuje. Matej to wciąż duże nazwisko, ale sportowo gaśnie z sezonu na sezon. I widzą to wszyscy, tylko nie on sam. Zagar nadal ceni się jak uczestnik cyklu GP, choć od trzech lat już nim nie jest.