Przekonał się o tym względnie niedawno ukraiński żużlowiec, Aleksandr Łoktajew. W 2015 roku, po meczu polskiej PGE Ekstraligi pomiędzy KS Toruń a SPAR Falubazem Zielona Góra, zawodnik został wytypowany do kontroli antydopingowej. Jak się okazało, w jego próbce wykryto zabroniony środek w postaci THC, które pojawia się w organizmie po spaleniu "blanta". Co jednak ciekawe, stężenie zabronionej substancji w moczu żużlowca było tak duże, że, jak przypuszczał wówczas w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Michał Rynkowski, szef Polskiej Agencji Antydopingowej, "zawodnik palił marihuanę bezpośrednio przed zawodami albo nawet w ich trakcie". Zawodnik tłumaczył jednak, że tak nie było i zapalił marihuanę dużo wcześniej. - Zapaliłem jointa i nie mam zamiaru mówić, że było inaczej. Tyle że to było dwa tygodnie przed meczem w Toruniu. Byłem wtedy na Ukrainie i tam się zdarzyło. Myślałem jednak, że to wystarczający czas, żeby wszystko wyparowało - mówił Łoktajew w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". Ostatecznie Ukrainiec został skazany na rok zawieszenia i dodatkowo musiał zapłacić 5 tysięcy złotych kary. Wyrok był bardzo łagodny, bo Michał Rynkowski, szef POLADY, spekulował przed ostateczną decyzją, że "dwa lata zawieszenia jest niemal pewne". Warto zaznaczyć, że maksymalny wymiar kary za tego typu przewinienie wynosił cztery lata. Gary Havelock - stary mistrz z marihuaną w CV Nie jest oczywiście tak, że marihuana to specyfik, który pojawił się niedawno - i na świecie, i w żużlu. Aleksandr Łoktajew to najświeższy przykład zawodnika, u którego w organizmie znaleziono pozostałości po korzystaniu z tego typu używki. Wcześniej też zdarzały się podobne historie. Gary Havelock znany jest z dwóch rzeczy - niespodziewanego zwycięstwa w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata w 1992 roku we Wrocławiu i dość luźnego podejścia do rzeczywistości. To drugie dało mu się we znaki jeszcze zanim zdobył złoty medal IMŚ. W 1988 roku, po zawodach British League Riders Championship, Havelock oblał test narkotykowy, który wykazał, że żużlowiec wcześniej korzystał z dobrodziejstw marihuany. - Paliłem ją tylko po to, żeby się wyluzować, a nie poprawić swoje wyniki na torze. Wiele osób z ulicy na wieść o tym rzuciłoby: "Hej, przecież to tylko zioło", ale wiem, że w sporcie na najwyższym poziomie takie akcje są niedopuszczalne - tłumaczył się wówczas w brytyjskiej prasie zawodnik. Uzasadnienie swoich działań nie uchroniło go jednak od zawieszenia - choć groziło mu dożywotnie wykluczenie z żużla, to ostatecznie jego przerwa trwała tylko rok. Brytyjczyk stracił cały sezon 1989, jednak uważa, że zawieszenie wyzwoliło w nim motywację, która pozwoliła sięgnąć po najcenniejsze żużlowe trofeum. - Gdy miałem 16-19 lat, byłem wielką nadzieją wszystkich, takim jakby "błękitnookim pięknym chłopcem", którego wszyscy kochali. Potem jednak przyszło zawieszenie i zaczęli mnie nienawidzić. Zwłaszcza ludzie, którzy zarządzali dyscypliną w Wielkiej Brytanii. Po prostu chcieli się mnie pozbyć z żużla. Użyłem tego jako paliwa, dla mojego wewnętrznego ognia. To mi bez wątpienia pomogło - mówił w rozmowie z Łukaszem Benzem z nSport+, w programie "This is speedway". Michael Lee - marihuana kusiła też po karierze Ciekawym przypadkiem jest Michael Lee. 64-letni dziś Anglik narkotykową wpadkę zaliczył już dawno po karierze. W 2007 roku Lee został skazany za hodowanie marihuany na własny użytek, jednak udało mu się uniknąć kary więzienia. Na tym jednak Lee nie zakończył swojej przygody z wymiarem sprawiedliwości. W lipcu 2013 roku nałożono na niego grzywnę w wysokości 600 funtów za posiadanie ponad 12 gramów marihuany i powyżej 1 grama amfetaminy, którą policjanci znaleźli w domu byłego mistrza świata. Lee swoje narkotykowe wpadki zaliczył dopiero po karierze. To tym bardziej interesujące, ponieważ chętnie sięgał po tę używkę w trakcie swojej przygody z żużlem. - Jedni zawodnicy relaksowali się, pijąc wódkę, inni, w tym ja, palili marihuanę. Wyścigom zawsze towarzyszyła duża presja. Chciałem jakoś odreagować, ale czasami przesadzałem z narkotykami - mówił Michael Lee, mistrz świata z 1980 roku, w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".