Smutni panowie na konferencji Falubazu Chciał, nie chciał Falubaz Zielona Góra ma od czwartku twarz skompromitowanego polityka - Łukasza Mejzy. Konferencja prasowa, która była organizowana z myślą o zaprezentowaniu nowego sponsora tytularnego klubu - firmy Enea, zamieniła się w wiec wyborczy byłego posła i marny spektakl ze smutnymi pana w rolach głównych. Z uroczystości, której punktem kulminacyjnym miało być pochwalenie się poważnym partnerem wyszła stypa. Wojciech Domagała z ramienia Falubazu i Artur Murawski z Enei siedzieli przy jednym stole z Mejzą jak na tureckim kazaniu. Wyobrażam sobie, jakie musieli odczuwać zażenowanie, gdy wrócili do swoich domów. Zanim jednak opuścili budynek klubu wycedzili z siebie parę głodnych kawałków dla zamydlenia oczu w nadziei, że ludzie łykną je jak pelikany. Tylko, że ta konferencja nie była dla Falubazu, czy Enei. Chodziło o to, żeby Mejza mógł się polansować i przeciąć wstęgę po pierwszą część kampanii wyborczej. Gdyby było inaczej, klub ograniczyłby się do komunikatu na stronie klubowej i napisaniu notki w mediach społecznościowych, czyli dokładnie tak jak to ma w zwyczaju większość ośrodków. Okej, facet jest ma tupet, ale czy zrobił coś zdrożnego? Zachował się jak rasowy przedstawiciel sceny politycznej w kraju nad Wisłą. Dla niego ogrzanie się w blasku legendarnego klubu, to próba ocieplenia spapranego wizerunku i ostatnia szansa na wskrzeszenie politycznego życia. On w tej chwili nie cofnie się przed niczym, byle tylko dojść po trupach do celu. Ciężki nokaut. Kibice posłali Mejzę na deski Mejza upadł na samo dno, kiedy na światło dzienne wypłynął materiał dziennikarzy WP z jego udziałem. Były poseł miał oferować niekonwencjonalne metody leczenia groźnych chorób, a potem żerować na ludzkiej krzywdzie. Trenujący sporty walki Mejza zaliczył w czwartek ciężkie KO. Na deski sierpem w samą szczękę posłali go fani Falubazu. Dla sympatyków drużyny spod znaku Myszki Miki Mejza jest skończony i na każdym kroku dają temu mocny manifest. Za bratanie się z politykiem rykoszetem oberwał klub. Według nich Falubaz okrył się wstydem i hańbą. Ich odezwa do Mejzy jest jednoznaczna: ręce precz od żużla w Zielonej Górze. Mimo to, możemy być pewni, że zamiast rzuconego ręcznika, pan Łukasz jadąc na klubowych plechach podejmie kolejne próby sforsowania bram przy Wiejskiej. Przedstawiający się jako mąż opatrznościowy klubu i człowiek bez którego nie byłoby wagonów pieniędzy ściągniętych do zielonogórskiego żużla Mejza tak łatwo nie odpuści. Problem w tym, że lokomotywa wykoleiła się zaraz po rozładowaniu i ciężko będzie ją znów postawić na torach.