- Taki motocykl lecący ponad bandą w trybuny jest niczym pocisk - mówi nam Krzysztof Mrozek, prezes ROW-u Rybnik. - Maszyna waży 77 kilometrów, a w bandę uderza z prędkością nieco ponad 60 kilometrów na godzinę. Jak to się to doda, to mamy śmiertelną szybkość. Dobrze, że nie było kompletu widzów na stadionie. To nie pierwszy raz. Motocykl Anglika złamał się na pół To nie pierwszy raz, jak motocykl ląduje na trybunach. 8 lat temu maszyna Taia Woffindena złamała się na pół i jedna z części pękniętej maszyny wystrzeliła w kierunku ludzi. Cudem udało się uniknąć tragedii. Podobnie jak teraz. Eksperci alarmują jednak, żeby dalej nie kusić losu. W tym roku, w krótkim odstępie czasu, przez bandę przeleciał motocykl i człowiek (Anders Thomsen po wypadku w Grand Prix Łotwy w Rydze). Tak na marginesie, to Thomsen mógł sobie zrobić jeszcze większą krzywdę. Duńczyk wylądował na pasie bezpieczeństwa za bandą tuż obok metalowej drabiniki, którą zostawił tam jeden z fotoreporterów. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby uderzył z nią z impetem. I bez tego połamał kilka kości. Cegielski mówi, że jest coś, co zatrzymałoby fruwające motocykle Krzysztof Cegielski, były żużlowiec i ekspert mówi, że trzeba coś szybko zrobić. - Zanim ktoś zginie, lub też, zanim komuś stanie się coś złego - zauważa. - Można by pomyśleć nad siatką z dużymi oczkami (ten pomysł mocno forsuje szef sędziów Leszek Demski - dop. red.), która byłaby instalowana na łukach, bo to są te newralgiczne miejsca. Przeważnie tam przelatują motocykle i ludzie. Taka siatka zabezpieczyłaby kibiców, a i zawodników biorąc pod uwagę to, w jakim miejscu lądował Thomsen. Zdaniem naszego eksperta kraksa Patricka Hansena w Ostrowie pokazuje, że wciąż mamy szereg luk, jak idzie o bezpieczeństwo ludzi i zawodników. - Ochrona ludzi to jedno, ale przydałoby się też coś zrobić, żeby zawodnicy nie wpadali pod dmuchaną bandę. W miniony weekend wpadł nie tylko Hansen. Na meczu drugiej ligi w Rzeszowie Peter Kildemand zanurkował tak, że tylko nogi było mu widać. Wiele razy apelowałem do władz, żeby coś z tym zrobić. Przedstawiłem gotowy projekt. Bo chodzi o to, że za dmuchaną bandą jest twarda ściana z desek, która dla pędzących z wielką prędkością zawodników jest niebezpieczna - przekonuje Cegielski. Wleciał pod bandę. Kolega z drużyny prosił o modlitwę Kilka lat temu na tej bandzie mocno wyhamowała kariera Jarosława Hampela, który na torze w Gnieźnie wpadł pod "dmuchańca" i połamał kość uda lewej nogi w ośmiu miejscach. Miesiącami dochodził do siebie. Hansen po wypadku w Ostrowie już na torze mówił, że nie czuje jednej nogi, a za chwilę, że obu. Szybko okazało się, że ma złamany kręgosłup. Prezes Mrozek łamiącym się głosem mówił w telewizji Canal+, że nie jest dobrze. Matej Zagar, kolega Hansena z drużyny przyznał, że potrzebna jest modlitwa. Na szczęście Hansen dochodzi do siebie po operacji odbarczenia rdzenia kręgowego. Jest wielka szansa, że wyjdzie z tego bez szwanku, że będzie chodził. - Czas jednak wyciągnąć z tej lekcji wnioski, bo kiedyś szczęście może się skończyć - zauważa Cegielski, bo teraz nikt nie zginął, ale następnym razem może być gorzej. Siatki na łukach i zabezpieczenia pozwalające uniknąć wpadania zawodników pod bandę są nakazem chwili.